4 października 2017

Z DRUGIEJ STRONY - Odcinek 3



Jest 15 marca 1971 roku. Po studiach uniwersyteckich we Wrocławiu wróciłem do Szczecina, by od 1 października zostać asystentem w Wyższej Szkole Nauczycielskiej, filii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zamieszkałem wtedy w hotelu asystenta w pokoju dwuosobowym, a współlokatorem był pracownik naukowo-techniczny Politechniki Szczecińskiej. W uczelni, która za dwa lata stała się samodzielną Wyższą Szkołą Pedagogiczną, zacząłem prowadzić zajęcia ze studentami z teorii literatury, a więc zgodnie ze swą specjalizacją.


W Zborze byłem znany od co najmniej od 1960 roku, kiedy rozpocząłem naukę w szkole średniej. Gdy wróciłem, zostałem włączony do grona kaznodziejów i powierzono mi pracę wśród lokalnej młodzieży, a także na Pomorzu, bo częste były wtedy zjazdy młodzieżowe.

Po posiedzeniu Prezydium Rady ZKE w dniach 3-5 marca, już w podanym wyżej dniu Doktór, o którym wspomniałem dokładniej w poprzednim odcinku, złożył Doniesienie do SB. W trzech sekwencjach pojawia się moje nazwisko. Dziś pierwsza z nich z zachowaniem oryginalnego zapisu.

W komisji młodzieży szkolnej i akademickiej postanowiono ze względów wychowawczych podporządkować młodzież przełożonym zborów, a tym samym zostanie uwolniona od niewłaściwych wpływów Zielonoświątkowców, którzy organizują nielegalne zebrania w mieszkaniach prywatnych, czasem trwające przez całą noc. W czasie tych zebrań młodzież jest tak zmęczona, że niektórzy zaczynają wypowiadać jakieś słowa, dźwięki dla nikogo nie zrozumiałe, które rzekomo wypowiadają pod działaniem siły wyższej i jest to konieczne do zbawienia. Organizatorami tego rodzaju zebrań są Zielonoświątkowcy: Sosulski Kazimierz z Krakowa, Czajko Mieczysław ze Szczecina…
( a potem pojawiają się nazwiska bez imion  przełożonych Zborów albo zastępców z Lublina,
Koszalina, Słupska, Wapienicy, Bukowa koło Warszawy).
Zdaniem t.w. Zielonoświątkowcy, wśród których wielu uważa się za „proroków” wpajają młodzieży b. skrajny fanatyzm, szkodliwy nie tylko w wychowaniu obywatelskim, ale także całonocne zebrania szkodzą na zdrowiu młodego człowieka. T.w. sugerował, aby jednostki MO wkraczały na nielegalne zebrania i je rozwiązywały, a organizatorów ukarać.

Myślę, że nie jest potrzebny komentarz z mojej strony. Wszystko czyniłem za zgodą nie tylko przełożonego, ale i rady zborowej. Na tym forum składałem informację o pracy. Nie organizowałem całonocnych nielegalnych zebrań; opis glosolalii pozostawiam bez komentarza, bo kompromituje tego człowieka; nigdy nie wierzyłem, a zatem nie głosiłem, że chrzest w Duchu Świętym jest warunkiem zbawienia; nigdy nie uważałem się za proroka; obcy był mi fanatyzm w jakimkolwiek wydaniu; nie deprawowałem młodzieży zdrowotnie czy obywatelsko, bo pracowałem nie tylko z młodzieżą kościelną, ale i z racji zawodu też z młodzieżą szkoły średniej( krótko) oraz potem ze studentami. Donosiciel kłamał w całej rozciągłości, a jedynym celem była kompromitacja zielonoświątkowców. Zresztą wtedy byłem inwigilowany przez Jeżyka( ten pseudonim nadała mu młodzież ze względu na jego włosy), którego opisałem w mej autobiografii. Mam nadzieję, że w swych relacjach ze spotkań młodzieżowych, w których uczestniczył zadał kłam wszystkim stwierdzeniom Doktora, patologicznego wroga zielonoświątkowców i nie tylko. Tego mocnego określenia używam przede wszystkim ze względu na kłamstwa i ich prymitywną wykładnię.  Ale o tym dokładniej napiszę po przytoczeniu dwóch kolejnych sekwencji  doniesienia z dnia 15 marca 1971 roku.