Jest 15 marca 1971 roku. Po studiach uniwersyteckich we
Wrocławiu wróciłem do Szczecina, by od 1 października zostać asystentem w
Wyższej Szkole Nauczycielskiej, filii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w
Poznaniu. Zamieszkałem wtedy w hotelu asystenta w pokoju dwuosobowym, a
współlokatorem był pracownik naukowo-techniczny Politechniki Szczecińskiej. W
uczelni, która za dwa lata stała się samodzielną Wyższą Szkołą Pedagogiczną,
zacząłem prowadzić zajęcia ze studentami z teorii literatury, a więc zgodnie ze
swą specjalizacją.
W Zborze byłem znany od co najmniej od 1960 roku, kiedy
rozpocząłem naukę w szkole średniej. Gdy wróciłem, zostałem włączony do grona
kaznodziejów i powierzono mi pracę wśród lokalnej młodzieży, a także na
Pomorzu, bo częste były wtedy zjazdy młodzieżowe.
Po posiedzeniu Prezydium Rady ZKE w dniach 3-5 marca, już w podanym
wyżej dniu Doktór, o którym
wspomniałem dokładniej w poprzednim odcinku, złożył Doniesienie do SB. W trzech sekwencjach pojawia się moje nazwisko.
Dziś pierwsza z nich z zachowaniem oryginalnego zapisu.
W komisji młodzieży
szkolnej i akademickiej postanowiono ze względów wychowawczych podporządkować
młodzież przełożonym zborów, a tym samym zostanie uwolniona od niewłaściwych
wpływów Zielonoświątkowców, którzy organizują nielegalne zebrania w
mieszkaniach prywatnych, czasem trwające przez całą noc. W czasie tych zebrań
młodzież jest tak zmęczona, że niektórzy zaczynają wypowiadać jakieś słowa,
dźwięki dla nikogo nie zrozumiałe, które rzekomo wypowiadają pod działaniem
siły wyższej i jest to konieczne do zbawienia. Organizatorami tego rodzaju
zebrań są Zielonoświątkowcy: Sosulski Kazimierz z Krakowa, Czajko Mieczysław ze
Szczecina…
( a potem pojawiają się nazwiska bez imion przełożonych Zborów albo zastępców z Lublina,
Koszalina, Słupska, Wapienicy, Bukowa koło Warszawy).
Zdaniem t.w.
Zielonoświątkowcy, wśród których wielu uważa się za „proroków” wpajają
młodzieży b. skrajny fanatyzm, szkodliwy nie tylko w wychowaniu obywatelskim,
ale także całonocne zebrania szkodzą na zdrowiu młodego człowieka. T.w.
sugerował, aby jednostki MO wkraczały na nielegalne zebrania i je rozwiązywały,
a organizatorów ukarać.
Myślę, że nie jest potrzebny komentarz z mojej strony.
Wszystko czyniłem za zgodą nie tylko przełożonego, ale i rady zborowej. Na tym
forum składałem informację o pracy. Nie organizowałem całonocnych nielegalnych
zebrań; opis glosolalii pozostawiam bez komentarza, bo kompromituje tego człowieka;
nigdy nie wierzyłem, a zatem nie głosiłem, że chrzest w Duchu Świętym jest warunkiem
zbawienia; nigdy nie uważałem się za proroka; obcy był mi fanatyzm w
jakimkolwiek wydaniu; nie deprawowałem młodzieży zdrowotnie czy obywatelsko, bo
pracowałem nie tylko z młodzieżą kościelną, ale i z racji zawodu też z
młodzieżą szkoły średniej( krótko) oraz potem ze studentami. Donosiciel kłamał
w całej rozciągłości, a jedynym celem była kompromitacja zielonoświątkowców.
Zresztą wtedy byłem inwigilowany przez Jeżyka( ten pseudonim nadała mu młodzież
ze względu na jego włosy), którego opisałem w mej autobiografii. Mam nadzieję,
że w swych relacjach ze spotkań młodzieżowych, w których uczestniczył zadał
kłam wszystkim stwierdzeniom Doktora,
patologicznego wroga zielonoświątkowców i nie tylko. Tego mocnego określenia
używam przede wszystkim ze względu na kłamstwa i ich prymitywną wykładnię. Ale o tym dokładniej napiszę po przytoczeniu
dwóch kolejnych sekwencji doniesienia z
dnia 15 marca 1971 roku.