9 listopada 2017

Archiwum - Wywiady


Tekst z 1 sierpnia 2014 r.
Rodzina
Małżonkowie Monika i Dominik Gruszeccy obchodzili w tym roku Kryształowe Gody(15 lat). Dominik to były wieloletni (o ogromnym autorytecie) lider naszej młodzieży, dziś członek Rady Starszych i kaznodzieja Słowa Bożego. Monika i Dominik są wyjątkowym małżeństwem, a na czym owa niezwykłość polega, trzeba koniecznie przeczytać poniższą rozmowę z nadzieją, że może komuś zaświta w Chrystusie chęć pójścia podobną drogą.

Ile mieliście lat stażu małżeńskiego i dzieci, kiedy zrodziło się pragnienie zostania rodzicami zastępczymi?
Nie byliśmy młodziutkim małżeństwem. Mieliśmy już za sobą 11 lat i dwójkę dzieci, siedmioletniego Jonatana i trzyipółletnią Miriam.

Czy pochodzicie z wielodzietnych rodzin?
Nie, miałam tylko starszego o siedemnaście lat brata. Między nami była tak duża różnica wieku, że zazdrościłam rówieśnikom młodszego rodzeństwa. Czułam się w tym sensie sama, nie miałam z kim w domu po prostu się pobawić.
Podobnie było u mnie, ale nie identycznie. Miałem i mam jednego brata starszego ode mnie o cztery lata. Miał mi kto towarzyszyć w chłopięcych zabawach.

W jakich okolicznościach zaiskrzyło w Waszym przypadku zastępcze rodzicielstwo?
W naszym Zborze istnieje od lat Misja Zdroje, która współpracowała z Domem Dziecka o nazwie Zielony Dwór położonym w Zdrojach, w prawobrzeżnej dzielnicy naszego grodu.. Dziś ta placówka w tej formie nie istnieje, powstało bowiem wiele mieszkań w różnych częściach miasta.
W 2009 roku pojechaliśmy wraz z naszą dwójką jako opiekunowie, wolontariusze, na kolonię w Pobierowie współorganizowaną przez Zbór. Zauważyliśmy bez trudu, że nasza Miriam przylgnęła, wręcz zakochała się w Darii, starszej od siebie o dziewięć lat. Wtedy na nowo odżyło w nas wcześniejsze pragnienie, by pomagać takim dzieciom.  Na tym obozie była też pani Karolina Pikus, dyrektorka tej placówki, i od niej dowiedzieliśmy się, że Daria od pół roku przebywa w Zielonym Dworze, jest wartościową dziewczynką i że warto byłoby poszukać dla niej rodziny zastępczej. Okazało się potem, że Daria ma młodszą siostrę Marysię w wielu niespełna trzech lat, która z nami z tego powodu nie była w Pobierowie.
I w takich okolicznościach Daria i Marysia znalazły miejsce w naszych sercach.

O ile się orientuję, istnieją różne formy otoczenia dzieci znajdujących się w domach dziecka.
Tak, można na przykład było być rodziną zaprzyjaźnioną. W praktyce oznaczało to możliwość odwiedzin, zabierania do domu na weekend czy święta lub wakacje. Uznaliśmy, że w naszym wypadku byłoby to rozwiązanie połowiczne, choć cenimy sobie takie rodziny. Postanowiliśmy iść na całość. Nie wyobrażaliśmy sobie, że możemy zająć się tylko Darią, a jej siostrę pozostawić we wspomnianej placówce. Wzięliśmy więc Darię i Marysię.

I tak z dnia na dzień w Waszym domu znalazła się czwórka dzieci.
Powoli, nie tak od razu. Przez mniej więcej pół roku poddani zostaliśmy weryfikacji wynikającej z przepisów prawnych. Był to także okres sprawdzania naszej osobistej dojrzałości w tej kwestii. Fakt jednak pozostaje faktem, że 12 grudnia 2009 roku w naszym niezbyt dużym mieszkaniu pojawiły dwie nowe dziewczynki i wraz z naszymi utworzyły dziecięcy kwartet.

Jakie zatem zmiany musiały nastąpić w Waszej rodzinie?
Różne. Zmieniła się sytuacja finansowa, generalnie na gorszą, mimo dofinansowania ze strony państwa na każde z dzieci. Musieliśmy zrezygnować z naszej sypialni, by dzieci położyć i zapewnić im skromny własny kąt. I chociaż przed podjęciem decyzji wielokrotnie rozmawialiśmy z naszymi dziećmi i mieliśmy ich wręcz entuzjastyczną akceptację, to po wstępnej euforii pojawiła się rzeczywistość. Najtrudniejsze były pierwsze trzy miesiące, bo nasze dzieci uczyły się dzielenia się z naszej strony miłością do całej czwórki.
Możemy powiedzieć, że przed decyzją i w pierwszym okresie nasza szczególna troska polegała na tym, by nowa sytuacja nie miała negatywnego wpływu na Jonatana i Miriam, ażeby nie doznali oni żadnych emocjonalnych zranień. Możemy dodać, że trzeba było dwóch lat, by nastąpiła pełna integracja. W tym procesie doświadczaliśmy pomocy od Wszechmogącego Boga, bo gdy stawaliśmy przed ścianą nie wiedząc co dalej uczynić, On odpowiadał na nasze modlitwy i wskazywał kierunek.

Gdyby przyszli do Was małżonkowie z prośbą o radę w tej kwestii, bo chcą pójść identyczną lub podobną drogą, na co zwrócilibyście im uwagę?
Co najmniej na dwie sprawy. By nic nie robić bez Bożego prowadzenia, szukać potwierdzenia z Jego strony. Następnie powiedzielibyśmy, że jest to sposób służenia Chrystusowi, wystawiania się na Jego błogosławieństwo. Oczywiście, On pozostawia nam zupełną wolność, jest delikatny, wskazuje możliwość wyboru i do dobrego zachęca.
A praktyczna rada brzmiałaby, by przygarnąć dzieci młodsze od własnych, bo i w ten sposób można uniknąć niepotrzebnych napięć.

Daria ma obecnie siedemnaście lat. Jest osobą nawróconą i ochrzczoną chrztem wiary. Jak wyglądała Wasza posługa w tej dziedzinie?
Polegała na delikatności, bo wynikała ona też z ograniczeń prawnych rodziców zastępczych, choć już od 2011 roku jesteśmy również opiekunami prawnymi Darii i Marysi. Chrystus Pan przemówił do Darii przez sen, a Zbór, a szczególnie spotkania rówieśnicze gimnazjalistów, a potem młodzieży, był wyjątkowo pomocny. Do uczestnictwa nigdy nie przymuszaliśmy, akcentowaliśmy możliwość wyboru. Chcemy też wspomnieć o „Starcie”, ogólnopolskim, wakacyjnym spotkaniu gimnazjalistów, bo miał w tym procesie błogosławiony udział.

Dziękujemy Bogu za Was, błogosławimy Waszą służbę, podziwiamy Wasze wpisywanie się w biografie dzieci, które już na początku swej drogi nie doznały w pełni miłości. Poprzez Wasze nie tylko zastępcze rodzicielstwo realizujecie polecenia Pana Jezusa, by „zachęcać dzieci do przyjścia do Niego”.