Tekst z 1 sierpnia 2014 r.
Rodzina
Małżonkowie Monika i
Dominik Gruszeccy obchodzili w tym roku Kryształowe Gody(15
lat). Dominik to były wieloletni (o ogromnym autorytecie) lider naszej
młodzieży, dziś członek Rady Starszych i kaznodzieja Słowa Bożego. Monika i
Dominik są wyjątkowym małżeństwem, a na czym owa niezwykłość polega, trzeba
koniecznie przeczytać poniższą rozmowę z nadzieją, że może komuś zaświta w
Chrystusie chęć pójścia podobną drogą.
Nie byliśmy młodziutkim małżeństwem. Mieliśmy już
za sobą 11 lat i dwójkę dzieci, siedmioletniego Jonatana i trzyipółletnią Miriam.
Czy pochodzicie z wielodzietnych rodzin?
Nie, miałam tylko starszego o siedemnaście lat
brata. Między nami była tak duża różnica wieku, że zazdrościłam rówieśnikom
młodszego rodzeństwa. Czułam się w tym sensie sama, nie miałam z kim w domu po
prostu się pobawić.
Podobnie było u mnie, ale nie identycznie. Miałem
i mam jednego brata starszego ode mnie o cztery lata. Miał mi kto towarzyszyć w
chłopięcych zabawach.
W jakich okolicznościach zaiskrzyło w
Waszym przypadku zastępcze rodzicielstwo?
W naszym Zborze istnieje od lat Misja Zdroje,
która współpracowała z Domem Dziecka o nazwie Zielony Dwór położonym w
Zdrojach, w prawobrzeżnej dzielnicy naszego grodu.. Dziś ta placówka w tej
formie nie istnieje, powstało bowiem wiele mieszkań w różnych częściach miasta.
W 2009 roku pojechaliśmy wraz z naszą dwójką jako
opiekunowie, wolontariusze, na kolonię w Pobierowie współorganizowaną przez
Zbór. Zauważyliśmy bez trudu, że nasza Miriam przylgnęła, wręcz zakochała się w
Darii, starszej od siebie o dziewięć lat. Wtedy na nowo odżyło w nas
wcześniejsze pragnienie, by pomagać takim dzieciom. Na tym obozie była
też pani Karolina Pikus, dyrektorka tej placówki, i od niej dowiedzieliśmy się,
że Daria od pół roku przebywa w Zielonym Dworze, jest wartościową dziewczynką i
że warto byłoby poszukać dla niej rodziny zastępczej. Okazało się potem, że
Daria ma młodszą siostrę Marysię w wielu niespełna trzech lat, która z nami z
tego powodu nie była w Pobierowie.
I w takich okolicznościach Daria i Marysia
znalazły miejsce w naszych sercach.
O ile się orientuję, istnieją różne formy
otoczenia dzieci znajdujących się w domach dziecka.
Tak, można na przykład było być rodziną
zaprzyjaźnioną. W praktyce oznaczało to możliwość odwiedzin, zabierania do domu
na weekend czy święta lub wakacje. Uznaliśmy, że w naszym wypadku byłoby to
rozwiązanie połowiczne, choć cenimy sobie takie rodziny. Postanowiliśmy iść na
całość. Nie wyobrażaliśmy sobie, że możemy zająć się tylko Darią, a jej siostrę
pozostawić we wspomnianej placówce. Wzięliśmy więc Darię i Marysię.
I tak z dnia na dzień w Waszym domu
znalazła się czwórka dzieci.
Powoli, nie tak od razu. Przez mniej więcej pół
roku poddani zostaliśmy weryfikacji wynikającej z przepisów prawnych. Był to
także okres sprawdzania naszej osobistej dojrzałości w tej kwestii. Fakt jednak
pozostaje faktem, że 12 grudnia 2009 roku w naszym niezbyt dużym mieszkaniu
pojawiły dwie nowe dziewczynki i wraz z naszymi utworzyły dziecięcy kwartet.
Jakie zatem zmiany musiały nastąpić w
Waszej rodzinie?
Różne. Zmieniła się sytuacja finansowa,
generalnie na gorszą, mimo dofinansowania ze strony państwa na każde z dzieci.
Musieliśmy zrezygnować z naszej sypialni, by dzieci położyć i zapewnić im
skromny własny kąt. I chociaż przed podjęciem decyzji wielokrotnie
rozmawialiśmy z naszymi dziećmi i mieliśmy ich wręcz entuzjastyczną akceptację,
to po wstępnej euforii pojawiła się rzeczywistość. Najtrudniejsze były pierwsze
trzy miesiące, bo nasze dzieci uczyły się dzielenia się z naszej strony
miłością do całej czwórki.
Możemy powiedzieć, że przed decyzją i w pierwszym
okresie nasza szczególna troska polegała na tym, by nowa sytuacja nie miała
negatywnego wpływu na Jonatana i Miriam, ażeby nie doznali oni żadnych
emocjonalnych zranień. Możemy dodać, że trzeba było dwóch lat, by nastąpiła
pełna integracja. W tym procesie doświadczaliśmy pomocy od Wszechmogącego Boga,
bo gdy stawaliśmy przed ścianą nie wiedząc co dalej uczynić, On odpowiadał na
nasze modlitwy i wskazywał kierunek.
Gdyby przyszli do Was małżonkowie z
prośbą o radę w tej kwestii, bo chcą pójść identyczną lub podobną drogą, na co
zwrócilibyście im uwagę?
Co najmniej na dwie sprawy. By nic nie robić bez
Bożego prowadzenia, szukać potwierdzenia z Jego strony. Następnie
powiedzielibyśmy, że jest to sposób służenia Chrystusowi, wystawiania się na
Jego błogosławieństwo. Oczywiście, On pozostawia nam zupełną wolność, jest
delikatny, wskazuje możliwość wyboru i do dobrego zachęca.
A praktyczna rada brzmiałaby, by przygarnąć
dzieci młodsze od własnych, bo i w ten sposób można uniknąć niepotrzebnych
napięć.
Daria ma obecnie siedemnaście lat. Jest
osobą nawróconą i ochrzczoną chrztem wiary. Jak wyglądała Wasza posługa w tej
dziedzinie?
Polegała na delikatności, bo wynikała ona też z
ograniczeń prawnych rodziców zastępczych, choć już od 2011 roku jesteśmy
również opiekunami prawnymi Darii i Marysi. Chrystus Pan przemówił do Darii
przez sen, a Zbór, a szczególnie spotkania rówieśnicze gimnazjalistów, a potem
młodzieży, był wyjątkowo pomocny. Do uczestnictwa nigdy nie przymuszaliśmy,
akcentowaliśmy możliwość wyboru. Chcemy też wspomnieć o „Starcie”,
ogólnopolskim, wakacyjnym spotkaniu gimnazjalistów, bo miał w tym procesie
błogosławiony udział.
Dziękujemy Bogu za Was, błogosławimy
Waszą służbę, podziwiamy Wasze wpisywanie się w biografie dzieci, które już na
początku swej drogi nie doznały w pełni miłości. Poprzez Wasze nie tylko
zastępcze rodzicielstwo realizujecie polecenia Pana Jezusa, by „zachęcać dzieci
do przyjścia do Niego”.