11 listopada 2017

Listy do Wybranej Pani - List Dwudziesty Ósmy



Szok. Akurat musiałem zajrzeć do dziewiątej edycji Słownika Wyrazów Obcych, czyli dziś bardzo starego, wydanego przez Państwowy Instytut Wydawniczy. Wiem, że jesteś humanistką, więc sprawdziłem, co dzieje się  z tą oficyną, która w naszych czasach studenckich była wysoko ceniona wśród wydawców literatury pięknej. Z radością odnotowałem, że po różnych meandrach nie uległa ona likwidacji i ponownie stała się instytucją państwową. O tym jednak tak tylko przy okazji. A skąd mój szok?

To jeszcze nie odpowiedź na pytanie. Kolejny raz przypomniałem sobie Anatola Matiaszuka przez ówczesny mój(a może i nasz) krótkotrwały zwyczaj, a mianowicie, na zakupionym, własnym egzemplarzu prosiłem przyjaciół o dedykację. Anatol 18 listopada 1968 roku we Wrocławiu napisał: Przyjaźń odwzajemnioną ceni się podwójnie. Jak wiesz z poprzednich listów, bardzo cenię teraz słowo pisane, więc refleksja dotyczyła tej kwestii. Zapis istnieje, choć od wielu lat nie ma wśród żywych naszego przecież wspólnego kolegi.

A skoro mowa o wyrazach obcych, to pojawiła się w mych wspomnieniach również nasza późniejsza zabawa, gdy Anatol po absolutorium na ChAT-cie zamieszkał w wymienionym przed chwilą mieście. Polegała ona na takim sformułowaniu tekstu, by było w nim jak najwięcej właśnie wyrazów obcych. Oczywiście nie mogła to być dadaistyczna konstrukcja, lecz logiczna wypowiedź na konkretny temat, a że byliśmy młodymi, początkującymi kaznodziejami musiał on być związany z jakimś przesłaniem Pisma Świętego. Na nasze szczęście nie mieliśmy odwagi  zaprezentować naszego dzieła zza kazalnicy, bo by posypały się gromy na nasze młodzieńcze głowy za brak skromności.

Będąc w takim nastroju, otrzymałem od Ciebie list, który de facto był moim listem sprzed przeszło czterdziestu lat i stąd moje radosne zaskoczenie, miły szok. Nie spodziewałem się, że zachowałaś moje zielone pisanie( kolor atramentu). Miałem wtedy moje pierwsze pióro Waterman, prezent od mojego rodzonego brata, co mi ostatnio przypomniał Jasiu Domka, kolega ze studiów, z którym do tej pory utrzymuję kontakt. Nie pamiętałem daty mej jednodniowej wizyty we Wrocławiu, choć cel utrwalił się w mej pamięci. Odbierałem bowiem dyplom ukończenia studiów i miałem krótkie spotkanie z prof. Janem Trzynadlowskim, moim promotorem, bo ubiegałem się o zatrudnienie w wyższej uczelni i potrzebna była jego opinia. Była to krótka, acz intensywna wizyta i z tego powodu nie mogłem skorzystać z Twego zaproszenia.

Wybacz, ale nie te fakty wywarły na mnie największe wrażenie. Wspomniałaś wcześniej o swym wyjeździe za granicę. Moja reakcja była następująca: Muszę się zrewanżować. Jeśli wszystko pójdzie dobrze( tzn. jeśli wypuszczą), mam zamiar pojechać na pewien czas do szkoły biblijnej w Brukseli( Belgia). Czyli masz zaklepaną u mnie widokówkę z tego kraju.
Widokówki nie otrzymałaś, moje absolwenckie życie potoczyło się zupełnie inaczej i o tym przypomnianym fakcie na co dzień nie pamiętałem. Nie znalazła się też żadna adnotacja w moim dzienniku, wszak takie zamiary należało utrzymywać w dyskrecji. Po lekturze Twego listu, a de facto mojego, przypomniałem jedynie, że otrzymałem prywatny list od wierzącego człowieka z tego kraju
 ( nie pamiętam imienia i nazwiska), który zapraszał do złożenia mu wizyty. Oto moc słowa pisanego!
A tak zupełnie przy okazji: Czy pamiętasz, co napisałaś po łacinie na swym zdjęciu mi ofiarowanym w dniu 26 marca 1969 roku? Oto moc słowa pisanego!

Wybrana Pani! Kiedy piszę ten list, ciągle towarzyszy mi prośba Apostoła Pawła skierowana do Tymoteusza: Płaszcz, który zostawiłem w Troadzie u Karposa, przynieś, gdy przyjdziesz, i księgi, zwłaszcza pergaminy.( 2Tm 4,13). Dzięki za nasze pergaminy.

Pokój Tobie! Pokój Twym dzieciom i wnukom, które miłuję nie tylko ja, lecz i wszyscy troszczący się o życie w prawdzie.

bp senior Mieczysław