4 listopada 2017

Archiwum - Wywiady


Tekst z 25 marca 2013 r.               
Jubileusz Jadwigi

Dnia 20 lutego dziękowaliśmy Bogu za 60. urodziny s. Jadwigi Insadowskiej z d. Urbaniak. Od niedawna jest wdową, matką Aleksandry i Piotra, młodą babcią. Jest z nami od września 1984 roku, cicha o głębokiej duchowości.
Z okazji Jubileuszu poniższa rozmowa.
Katarzyna na Kujawach, miejsce Twego urodzenia i dzieciństwa, jest też wpisana w moją biografię.
Pod koniec lat sześćdziesiątych mój dom rodzinny przez cztery lata przyjmował młodzież z całego kraju na popularne wtedy wakacyjne kursy młodzieżowe. Trzy pierwsze odbyły się w latach 1966 - 1968, a ostatni 1970 roku, bo wtedy cała rodzina przeprowadziła się do Inowrocławia.

Tak, byłem w Katarzynie chyba w roku 1967, ale niestety Ciebie nie zapamiętałem. Pamiętam jednak Twego ojca.
Nie dziwię się, bo byłam wtedy nastolatką, a w grupie dominowały osoby starsze ze studentami na czele. Wówczas nie byłam jeszcze nawrócona, nastąpiło to na trzecim z kolejnych zlotów, jak to określa współczesna młodzież.

Skoro przywołałem Twego ojca, zechciej trochę powiedzieć o swojej rodzinie.
Pierwszą osobą, która głosiła Ewangelię moim rodzicom była Waleria Knajzler, rodzona siostra mojego taty, która potem aż do śmierci mieszkała w Stepnicy i była członkiem naszego zboru, matka Emilii Ścibor. Ojciec przyjął chrzest wiary w 1946 roku, a mama rok później. W okresie mojego dzieciństwa byli jedynymi ewangelicznie wierzącymi w naszej miejscowości.

Powiedz trochę więcej o swym nawróceniu i chrzcie.
Nastąpiło ono pod wpływem Słowa Bożego głoszonego wtedy przez Jana Tołwińskiego z Warszawy, wtedy chyba już absolwenta Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej. Jestem najmłodsza, byłam niedobra, wszystkich ustawiałam, byłam z natury pyskata. Po nawrócenia otrzymałem cichego ducha, co ze zdziwieniem zauważali nasi sąsiedzi w Katarzynie i ta zmiana była najlepszym świadectwem, byłam - jak mówili i rodzice - nie do poznania. Chrzest wiary przyjęłam 10 września 1972 roku w jeziorze Gopło - kursowa młodzież chętnie nad tę wodę się udawała - zanurzona w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego przez prezb. Kazimierza Murantego z Warszawy, choć jego historia związana jest mocno z Kujawami, z Inowrocławiem. Wśród szóstki wtedy ochrzczonych była też Helena, moja siostra.

Wymieniłaś znaną w nie tylko w naszym środowisku uczelnię. Wśród Twego rodzeństwa byli dwaj pastorzy.
Tak. Jan był przez 28 lat pastorem zboru Kościoła ewangelicznych chrześcijan w Inowrocławiu, a z kolei Tadeusz, absolwent właśnie Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej, pastorem w latach 1976 - 1979 Zboru „Betel” wtedy Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego w naszym mieście. W trakcie podróży samochodem wraz z rodziną zderzył się z autobusem i w takich okolicznościach odszedł do wieczności.

W jakich okolicznościach znalazłaś się w naszym mieście?
Maturę uzyskałam w Inowrocławiu, w tym mieście trochę mieszkałam z Lucyną, moją siostrą, w obiekcie zborowym przy ul. Dworcowej, opiekowałam się starszą siostrą w wierze. Chciałam być pielęgniarką, zdałam egzamin na piątkę, ale wtedy na jedno miejsce w liceum medycznym było ponad siedem osób. Przeniesiona zostałam do liceum ogólnokształcącego i przygotowałam się do pracy w administracji również poprzez studia pomaturalne i różnego rodzaju kursy, na przykład maszynopisania metodą ślepą, bo tak wtedy mówiono, to znaczy, bez potrzeby patrzenia na klawiaturę. Pracowałam w transporcie, w telekomunikacji, a najdłużej, bo aż do emerytury w kancelariach komorników w Szczecinie. A w naszym mieście znalazłam się przez zamążpójście. Miałam przeprowadzić się do Bydgoszczy, ale na wakacyjnym kursie w Nowym Tomyślu w roku 1976 poznałam Bronisława właśnie ze Szczecina i na Boże Narodzenie odbył się nasz ślub, przy którym usłużył nam prezb. Konstanty Sacewicz, ówczesny zwierzchnik ZKE.

W ubiegłym roku pożegnałaś swego męża, który odszedł do wieczności przed swą sześćdziesiątką. Jak sobie radzisz w tych okolicznościach?
Gdyby nie Bóg, byłoby bardzo trudno. Przedtem odeszli rodzice syci swych dni, więc było łatwiej, potem w sile wieku zginął mój brat, a jednocześnie mój pastor, było już dużo trudniej. Wkrótce po tej stracie wraz z rodziną przeniosłam się do naszego zboru i wszyscy z tej decyzji byliśmy i jesteśmy bardzo zadowoleni, bo wzrastamy duchowo. Najtrudniejsza była śmierć mego męża i ojca dwójki naszych dzieci. Przy operacji kręgosłupa okazało się, że ma cukrzycę, która dość szybko się posuwała. Sam moment odejścia był błyskawiczny i tym samym niespodziewany. Ale Bóg przemawia do mnie przez sen i też tak było przed śmiercią Bronisława.

Czy możesz podać trochę szczegółów?
Był to sen od Boga, a więc wyraźny, którego nie zapomina się po przebudzeniu. Znalazłam się z namiotem w naszym mieszkaniu, który zapadł się do połowy, a w tej części znalazł się nieżywy mój mąż. Wyszedł wtedy anioł i mówił: „Pomogę, pomogę, pomogę!” Ja we śnie trzykrotnie powiedziałam: „Pomóż!” Było to mniej więcej tydzień przed śmiercią Bronka, który opowiedzianego snu nie skomentował. Oczywiście, wtedy nie wiedziałam, że przede mną to najtrudniejsze przeżycie.

Powtórzę pytanie. Jak sobie teraz radzisz?
Szczerze powiem, że i ta sytuacja zbliża mnie do Boga. Nigdy, dzięki jego łasce, nie oddaliłam się od Niego. Przed laty przeżyłam w czasie domowej wieczornej modlitwy chrzest w Duchu Świętym, ale potem nie praktykowałam modlitwy charyzmatycznej, modlitwy w innym języku. Po pogrzebie powróciła ona prawie sama i jest mą codziennością. Pomaga mi w jakimś stopniu zapominać o rozstaniu z Bronkiem, z którym przecież przeżyłam w małżeństwie 36 lat. Pozwala mi ciągle patrzeć w moją błogosławioną w Chrystusie przyszłość.

Z okazji Jubileuszu dziękujemy Bogu za Twą obecność wśród nas i za Apostołem Pawłem życzymy, abyś „zdążała do tego, co przed Tobą, do nagrody w górze, do której zostałaś powołana przez Boga w Chrystusie Jezusie”.