50 lat minęło
Dnia 3 września obchodził swoje
półwiecze Bogdan Leszek Pilak. Należy, po mamie Zofii, do
trzeciej generacji ewangelicznie wierzących. Michał, jego ojciec, i Stanisław
Potęga, dziadek po mamie, w trudnych latach pięćdziesiątych byli przełożonymi
Zboru w Stargardzie Szczecińskim. Z zawodu jest muzykiem, członkiem orkiestry
Filharmonii Szczecińskiej.
Oto rozmowa z okazji Jubileuszu z wątkami
muzycznymi na czele.
rozpoczęła się w Ognisku Muzycznym w Stargardzie,
należę do pierwszego pokolenia muzyków. Michał, mój starszy o 9 lat brat, kupił
pianino i zachęcił do gry. Miałem wtedy 13 lat i szybko uświadomiłem sobie, że
na mistrzowską grę na tym instrumencie jest już za późno. Pan Michał
Przybyłowicz ze wspomnianego Ogniska, przy poparciu brata i w zasadzie
obojętności rodziców, zwrócił moją uwagę na instrumenty perkusyjne i od tego
momentu rozpoczęła się moja edukacja zespolona z tymi instrumentami.
to rok w Państwowej Szkole Muzycznej I st. w
Stargardzie, a potem wyjazd do Poznania i nauka w Liceum Muzycznym w tym
mieście. Zamieszkałem w Bursie przy tej szkole, miałem w stolicy Wielkopolski
idealne wręcz warunki pod każdym względem do mej czteroletniej przygody z
perkusją.
Pozostałeś w tym mieście
tak, bo rozpocząłem studia w Wyższej Szkole
Muzycznej, która niebawem przekształcona została w Akademię Muzyczną. Moim
nauczycielem prowadzącym był Jerzy Skrzypczak, starszy wykładowca, członek
Poznańskiej Orkiestry Symfonicznej, kierownik grupy perkusji. Mile wspominam
moje lata nauki w Poznaniu.
Ktoś powiedział, że to, co miłe
szybko się kończy
nie potwierdzam w pełni, choć faktem jest, że po
zakończeniu studiów powróciłem do Stargardu i od razu po przesłuchaniu, po
egzaminie zostałem etatowym pracownikiem Filharmonii Szczecińskiej w grupie
perkusji, która aktualnie liczy czterech muzyków. W tym samym czasie
rozpocząłem pracę w Zespole Szkół Muzycznych w Szczecinie przy ul.
Staromłyńskiej. Obecnie mam dwie uczennice, choć poprzednio dominowali chłopcy.
Twoja przygoda z Bogiem, że użyję
tego samego określenia,
zaczęła się w rodzinnym domu, jeszcze przed wyjazdem
do Poznania. W miarę przybywania lat jestem coraz bardziej zachwycony
łaskawością Boga. Pamiętam z opowieści mamy, że we wczesnym dzieciństwie, a
miałem wtedy około roku życia, spadłem w domu ze schodów i mama w tym momencie
zwątpiła, iż podniesie mnie żywego. Z rozrzewnieniem wspominam moją babcię
Stanisławę czytającą mi w dzieciństwie historie biblijne. Przełom nastąpił na
nabożeństwie sylwestrowo-noworocznym w Słupsku na przełomie 1985 i 1986 roku.
Udałem się tam wraz z młodzieżą stargardzką. Była to bardziej kwestia decyzji,
pragnienia zmiany życia, świadomego powierzenia przyszłości Bogu. W tym
procesie pomocni bardzo byli Elżbieta Ziomko, dziś Jurkowska i Daniel, jej
brat. Finałem owej decyzji był chrzest wiary właśnie w „Betanii” 6 lipca 1986
roku udzielony mi przez prowadzącego ten wywiad.
Na horyzoncie pojawia się Szczecin
nie tylko jako miejsce pracy i chrztu,
ale i założenia rodziny. Pamiętam moją rozmowę z
pastorem i innymi osobami, w tym z Jolantą Kmieć. Byłem już dojrzałym
kawalerem, a dziś z radością chcę powtórzyć za Słowem Bożym, że niedobrze jest
człowiekowi samemu i że dobra żona jest skarbem od Boga. Moim skarbem jest
Mirosława, moja żona, która wcześniej miała sen od Boga, że jej mąż będzie
muzykiem. Z wdzięcznością wspominam jej nieżyjących rodziców, Jadwigę i Jana.
Ich historia jest tak budująca, że wymaga oddzielnego opisu. Teść nie doczekał
się wnuka (zabrakło dwóch tygodni), dlatego też nasz syn, to znak szacunku, na
drugie ma imię dziadka.
Wasz syn, Wiktor Jan, jest
wyjątkowo zdolny, wiem o tym, bo między innymi był zwycięzcą Ogólnokościelnego
Konkursu Biblijnego.
Dziś jest licealistą i poszedł w ślady nie taty,
bo tylko przez rok przymierzał się do gitary, lecz mamy, lekarki, absolwentki
Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie, dziś jest to Pomorski Uniwersytet
Medyczny. Interesuje go informatyka, w liceum jest w klasie
chemiczno-biologicznej, popularnie zwaną medyczną i wszystko wskazuje, że chce
iść w ślady mamy.
Nie pamiętam, byś zagrał w czasie
nabożeństwa na perkusji,
ale chcę zauważyć, że przez kilka lat moje
wykonanie muzyczne pieśni „Pójdź do Jezusa” rozpoczynało każde nabożeństwo
radiowe przygotowywanie w naszym Zborze w ramach współpracy z IBRA Radiem ze
Szwecji. Za zgodą pani Jadwigi Igiel, ówczesnej dyrektorki Filharmonii,
przywiozłem wraz z pastorem do studia radiowego w naszym Zborze wibrafon i
nagrałem wspomniany utwór.
Pamiętam ten fakt, ale mam
wrażenie, że uciekasz od odpowiedzi,
może i tak, ale dyskretnie pomagam naszym
perkusistom. Jestem pełen uznania dla Grzegorza Nowosada, bo przy jego
niepełnosprawności zasługuje na szacunek. Jeremiasz Linczak i Nikodem Prusak
sprawiają mi radość swą grą. Pierwszy edukuje się zaocznie w Warszawskim
Seminarium Teologicznym, a Nikodema skontaktowałem z muzykiem jazzowym, byłym
uczniem szkoły na Staromłyńskiej. Gra na perkusji to nie tylko utrzymanie
rytmu, ale wyrażanie emocji i wzbogacanie utworu barwą instrumentu. A czy o
marzeniach mógłbym wspomnieć?
Oczywiście, bardzo proszę, tym
bardziej że już chcę zakończyć rozmowę.
Będą dwa. Pierwsze związane jest z Katarzyną
Podgórską. Zafascynowany jestem szczególnie jej śpiewem solowym, muzykalnością
i barwą głosu, duchowym i artystycznym wykonawstwem. Marzy mi się jej co
najmniej godzinny recital, poza śpiewem zespołowym w grupie uwielbienia.
A drugie marzenie
też będzie muzyczne. Wszyscy mieszkańcy naszego
miasta wiedzą, że powstaje nowa siedziba Filharmonii. Obecna ma salę
zaadaptowaną z niezbyt dobrą, specyficzną akustyką, co szczególnie zauważają
goście, wykonawcy naszych koncertów. Czekam więc na nową siedzibę. Czekam,
czekamy też na dyrektora artystycznego na miarę Mikoli Diadury, ostatniego
dyrektora, który z nami się pożegnał, bo przez Prezydenta Ukrainy powołany
został na Dyrektora Opery Narodowej w Kijowie.
Gratulujemy Jubileuszu. Pozdrawiamy
Ciebie i Twoich najbliższych. Wiemy, że „najlepiej iść ze śpiewem przez świat”,
jak mówią słowa kiedyś popularnego refrenu. A kto śpiewa i gra, trzy razy się
modli, jak stwierdza przez nas sparafrazowana starochrześcijańska sentencja.