Helena Gieryga - najstarsza członkini
Dnia 19 kwietnia obchodziła swe 90.
urodziny s. Helena Gieryga, urodzona więc w 1922 roku, wdowa, bo swego
męża pożegnała 13 lat temu, powszechnie szanowana i ciągle aktywna uczestniczka
naszego życia zborowego. Z okazji rocznicy krótka rozmowa z Jubilatką.
Urodziłam się
w Białaczowie niedaleko Opoczna i w tej
miejscowości mieszkałam do 11. roku życia. Potem cała moja rodzina
przeprowadziła się do Wołomina, a więc w okolice Warszawy.
Zmiana nastąpiła w 1942 roku,
bo poślubiłam Włodzimierza i przeniosłam się do
Chełma, bo mąż pracował w miejscowym młynie. Ślub odbył się w cerkwi
prawosławnej w tym mieście.
Mieszkałam tam tylko trzy lata,
bo rodzice Włodzimierza wraz z pozostałą rodziną
przenieśli się do Dniepropietrowska, miasta położonego na brzegach Dniepru.
Postanowiliśmy im towarzyszyć, wytrzymaliśmy tam zaledwie dwa miesiące, zapadła
decyzja o natychmiastowym powrocie.
Mąż zbudował skromny drewniany wóz, a był
złotą rączką,
a siłę pociągową stanowiły dwie krowy i tak przez
trzy miesiące wracaliśmy w okolice Równego, obecnie Ukraina. Ta podróż mogłaby
stanowić fabułę filmu sensacyjnego. Zdarzały się napady, a pewnego razu
skradziono nam krowy. Znalazły się w miejscowym kołchozie, a odzyskaliśmy je,
bo mąż z licznego stada po imieniu je zawołam, a one zareagowały. Mieliśmy więc
mleko, zapasy mąki i mogliśmy kontynuować naszą powrotną wędrówkę.
Różne inne dramatyczne zdarzenia
nam towarzyszyły, ale nie sposób o wszystkich
opowiadać. Wspomnę tylko, że mąż stracił nogę w wypadku kolejowym. Przez 6
tygodni nie miałam żadnych wieści o losie mojego męża, a były to czasy II wojny
światowej.
W okolicach Równego mieszkałam
do 1960 roku, urodziłam tam córkę i syna, a
następnie sprowadził nas do Szczecina brat męża i zamieszkaliśmy na Gumieńcach.
Najpierw pracowałam dorywczo, a potem aż do emerytury w żłobku na ulicy
Podhalańskiej jako kucharka.
Chrzest wiary przyjęłam
26 września 1982 roku i od tego momentu kroczę
przez życie jako świadoma chrześcijanka. Cztery miesiące wcześniej uczynił to
mąż zaproszony na nabożeństwo przez Stanisława, naszego kościelnego. Pierwszymi
gośćmi w naszym domu byli Stanisław Darda, dziś już nieżyjący, i prezbiter
Eugeniusz Pawłowski spędzający dziś swoje sędziwe lata w Bydgoszczy.
Najbliższą moją koleżanką na początku
została Maria Pohoryło, żona kościelnego, bo
okazało, że pochodzi z tych samych stron, a więc z okolic Równego.
Dwa dni przed moim jubileuszem
skopałam nie tylko moją, ale także działkę córki.
Miałam ciężkie i pracowite życie i dzięki Bogu to jest źródło mojej dobrej jak
na te lata kondycji.
Bardzo lubię
słuchać i śpiewać nasze pieśni, a gdybym miała
wymienić jedną, to na pewno będzie utwór „O cudowny jest mój Zbawiciel”.
Moim marzeniem
jest trwać aż do końca mej pielgrzymki w Bogu i
nie być nikomu ciężarem w mej sędziwości.