Był sierpień 1969
roku. Minęły mniej więcej trzy lata od
mojego chrztu wiary, krócej przewodniczyłem wtedy Aktywowi Młodzieżowemu( nazwa
zastana, znak ówczesnego języka), który dziś nazwalibyśmy duszpasterstwem
młodzieży. Zadaniem owego grona była koordynacja pracy w dwóch ówczesnych
województwach: opolskim i wrocławskim, choć aktywność emanowała na ościenne
tereny. Minęło też dwa i pół roku od chrztu w Duchu Świętym( początek mego
kaznodziejstwa) i przeszło półtora roku
od powołania do rady zborowej na Miłej we Wrocławiu. A gdy idzie o edukację,
zaliczyłem IV rok studiów uniwersyteckich, a w nim pierwszy rok seminarium
magisterskiego z teorii literatury.
Zaopatrzony w
jednorazową wkładkę paszportową ważną wraz z dowodem osobistym udałem się wraz
z trójką kościelnych kolegów w moją pierwszą podróż zagraniczną do Jugosławii
na chrześcijańską konferencję w Nowym Sadzie (dwóch baptystów podróżowało
oddzielnie). Po latach, a konkretnie w 2011 roku w pierwszym wydaniu mej
autobiografii, opisałem swe wrażenia, co powtórzyłem w drugiej edycji. W
ubiegłym roku dowiedziałem się z materiałów IPN-u przekazanych mi przez
kościelnego kolegę( nigdy o to nie zabiegałem), że w zasobach znajduje się
sprawozdanie z tej wyprawy podpisane przez Jana Tołwińskiego( chciałem się posłużyć tylko inicjałami, ale identyczne ma
Jan Tomczyk, uczestnik tej podróży). Przypuszczam, że po raz pierwszy pojawiło
się w nich moje nazwisko, choć już wcześniej, szczególnie po studenckich
wydarzeniach marcowych w 1968 roku, zacząłem kojarzyć pewne fakty świadczące o
inwigilacji.
Jednostronicowe
sprawozdanie ma charakter notatki służbowej sporządzonej na prośbę, którą
zapewne należało traktować jako polecenie, kogoś chyba z ówczesnego prezydium.
Podaje ono wiernie i w sposób skondensowany podstawowe informacje. Szczególne
wrażenie zrobił na mnie zajmujący pół
strony wykaz tematów poruszanych na konferencji. Pomyślałem o tym, jaką katorgę
przy czytaniu musiał przeżywać ktoś, komu ten tekst dalej został przekazany. W
mej lekturze pojawia się wątek poznawczy, bo nigdy dotąd Thomasa Cosmadesa nie kojarzyłem z Baptist
Calvary Church w Nowym Jorku, lecz z Turcją, miejscem jego misji.
Najciekawsze w tym
tekście są odręczne poprawki, opinie na marginesie i końcowe, wręcz oskarżające
uwagi nie mające bezpośredniego związku z tekstem, a skierowane przeciwko
zielonoświątkowcom. Nie posłużę się nazwiskiem, bo nie są one parafowane, ale
bez trudu można tę kwestię rozstrzygnąć, znając charakter pisma autora
poprawek. Kiedy w tekście są wahania( Według mojej opinii; nie usłyszałem akcentów politycznych), zdanie
odręcznie poprawione brzmi: Na
konferencji nie było akcentów politycznych skierowanych przeciwko
jakiemukolwiek systemowi politycznemu.
W glosie, przy
imiennym składzie polskiej grupy, a w nim pojawili się też baptyści, tak się
zapędził, że o wszystkich napisał, iż wyjechali prywatnie bez zgody prezydium,
choć następnie to zdanie skreślił. Ten wątek został uściślony na końcu poprzez
wymienienie Jana Tomczyka, Mieczysława Czajko i Jana Tołwińskiego z ponownym
anonsem o ich prywatnym udziale w konferencji bez prawa reprezentowania ZKE.
Nie pojawia się Henryk Hukisz albo przez przeoczenie, albo bez pozbawienia go
tych prerogatyw. Pamiętam, że w swobodnej rozmowie powiedzieliśmy, że ma być szefem
naszej studenckiej trójki( Jan Tołwiński był już absolwentem), chociażby ze
względu na najlepszą znajomość języka angielskiego.
Następnie pojawia
się opis problemów, jakie ma ZKE z niektórymi zborami zielonoświątkowymi, które
nie podporządkowują się władzom Kościoła. Prywatne wyjazdy są szkodliwe, bo
podobnie postępują ich współwyznawcy z zagranicy( Belgia, Anglia, Holandia,
Niemcy), przyjeżdżając do naszego kraju jako turyści i głosząc dziwne
proroctwa, chcąc również młodych ludzi sobie podporządkować. Do skorygowanego i
zaopiniowanego sprawozdania dołączony zostaje kościelny okólnik z maja 1968
roku na temat podporządkowania młodych –
starszym. Jan Tołwiński i Jan Tomczyk nie utożsamiali się z zielonoświątkowcami,
zatem te wywody w tym konkretnym przypadku dotyczyły Mieczysława Czajko i
Henryka Hukisza. I tak stałem się szkodnikiem kościelnym, choć w tym czasie
nikogo z wymienionych krajów nie znałem, a tym bardziej nie zapraszałem.
W porównaniu z
następnymi doniesieniami te odręczne wywody są w miarę delikatne. Są jednak
dowodem zaostrzającej się walki z zielonoświątkowcami, która nastąpiła ponownie
na początku lat siedemdziesiątych w nieistniejącym dziś Zjednoczonym Kościele
Ewangelicznym.
bp senior Mieczysław