19 sierpnia 2017

Archiwum - O chrzcie raz jeszcze



Zamykam mój tryptyk chrzcielny tekstem z 21 grudnia 2012 roku.
 
                                                                        *
 W „Gazecie Wyborczej” z 8-9 grudnia bieżącego roku ukazał się ciekawy artykuł Jarosława Makowskiego pod tytułem „Turowicz rządzi!” napisany z okazji setnej rocznicy urodzin twórcy „Tygodnika Powszechnego”. Składa się on z dziesięciu punktów, by za autorem nie mówić o przykazaniach, a pierwszy brzmi następująco:
„Nie rodzisz się katolikiem. Katolikiem się stajesz. Katolicyzm to sprawa wyboru, uważał Turowicz, a nie metryka. Katolika z urodzenia cieszy ilość, nie jakość. Katolik z wyboru chce być autentyczny. Sięga więc do źródła - Ewangelii. Staje się tym bardziej autentyczny, im bardziej jest owocem wolności. Jeśli dobry Bóg wyzwala człowieka, Kościół w tym bardziej nie może zniewalać”.

Ucieszyłem się z tego tekstu co najmniej z dwóch powodów. Stwierdzenia w nim zawarte - przy zachowaniu proporcji - odnoszą się do wszystkich Kościołów i bez żadnego ryzyka można zastąpić słowo „katolik” każdą inną nazwą wyznawców Chrystusa Pana. Od 2000 roku, to druga przesłanka, dzięki dr Noemi Modnickiej z Instytutu Etnografii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Łódzkiego, posługuję się określeniem „kościół wyboru”, bo autorka w swej dysertacji doktorskiej przy pomocy tego pojęcia opisała ewangelicznych chrześcijan w Polsce.

Wracam do moich wcześniejszych blogowych tekstów, a szczególnie do ostatniego dotyczącego 1992 roku. Tym razem postanowiłem przyjrzeć się osobom, które pragnęły przyjąć chrzest wiary dziesięć lat później, to znaczy w 2002 roku. Mniej interesowała mnie ich dalsza droga wiary, bardziej owa „droga wyboru”. Nasza praktyka jest następująca: dzieci nie chrzcimy, lecz błogosławimy, tak jak czynił to Pan Jezus. Zachęcamy rodziców do chrześcijańskiego wychowania dzieci, Zbór czyni wszystko co w jego mocy współdziałając z przedsięwzięciami całego Kościoła (np. zloty gimnazjalistów i młodzieży), a przede wszystkim głosimy Słowo, które buduje wiarę każdego człowieka. Gdy ktoś doświadczy nawrócenia, przełomu, może zgłosić się do grupy katechumenów i wyrazić pragnienie przyjęcia chrztu, który jest znakiem zewnętrznym wewnętrznego przeżycia. Innymi słowy, w momencie zgłoszenia wstępuje na drogę wyboru. Rozpoczynają się spotkania katechumenów, których głównym celem jest upewnienie się, że mamy do czynienia z nawróceniem i osobistym pragnieniem.

W 2002 roku mieliśmy dwa chrzty (kwiecień i grudzień), do których zgłosiło się 18 dojrzałych osób. Chrzest wiary z tego grona przyjęło 8 osób, a pozostali w trakcie spotkań sami doszli do wniosku, że jeszcze za wcześnie na taki odpowiedzialny znak. W niektórych przypadkach identyczna też była łagodna sugestia duszpasterzy. Z pozostałej dziesiątki tylko 4 osoby później przystąpiły do chrztu - dwie po roku, jedna po dwóch latach, a ostatnia za sześć lat. Zatem 6 osób zniknęło z horyzontu, choć były to dorosłe osoby, co z naciskiem powtarzamy! Tak wyglądała ich „ droga wyboru”.

Zakończę wspomnieniem rozmowy z pewnym duchownym, który wręcz wypłakał się przy mnie, dzieląc się swymi przeżyciami ze szkolnych lekcji religii. Pocieszałem go zachętą, że trzeba najpierw tych uczniów „złowić dla Chrystusa”, że jest to jego pole misyjne, bo niekiedy neopogaństwo jest groźniejsze od pogaństwa. Powiedziałem, że posługa ludziom, którzy dokonali wyboru też wymaga wysiłku, lecz jest nieporównanie łatwiejsza, bo dzięki łasce Bożej „narodzili się na nowo” i są autentyczni.

bp Mieczysław, wtedy jeszcze nie senior.