Wracam do tekstu zapowiadanego w ostatnim liście. Okazało się, że tej kwestii poświęciłem co najmniej dwie refleksje. Dziś zamieszczę jedną z nich z 9 listopada 2012 roku. Następna pojawi się trochę później i nie dlatego, że jest mniej budująca, choć prawdziwa.
We wrześniu zupełnie przypadkowo,
jak to mówimy nie do końca prawdziwie, Zofia Waszkiewicz, członkini naszego
Zboru - identyczne nazwisko jak prezbitera Sergiusza Waszkiewicza, pioniera
ruchu zielonoświątkowego, długoletniego pastora w Gdańsku, choć to nie rodzina
- wspomniała, że mija kolejna rocznica jej chrztu wiary. Zainspirowała mnie do
sprawdzenia, co dzieje się ze wszystkimi, którzy 26 września 1982 roku
przyjmowali chrzest. Przystąpiło wtedy z naszego Zboru 9 osób, a z pewną
ciekawością chciałem przekonać się, czy „służą Bogu wiernie w społeczności Jego
Kościoła”, jak publicznie deklarowali przed chrzcielnym zanurzeniem.
Jakże wielka była moja radość, kiedy
stwierdziłem, że wszyscy dotrzymują obietnicy. Niektórzy z nich wyjechali za
granicę (3 osoby), jeden mężczyzna przeniósł się do innego miasta i jest dziś
starszym zboru i kaznodzieją Słowa Bożego w naszym Zborze w Pile, jedna
niewiasta, będąc członkinią naszej społeczności, wiernie pomaga mężowi w jego
posłudze w Pyrzycach, jedna siostra jest aktywną członkinią w Gryfinie.
Pozostała piątka - akurat niewiasty - wiernie kroczy przez życie z Chrystusem w
naszej społeczności, choć od tego momentu minęło trzydzieści lat, więc zmagają
się ze swą sędziwością i chorobą, niekiedy bardzo wyniszczającą.
Na portalu społecznościowym Facebook wyodrębniła
się grupa pisana dużymi literami „POKOLENIE WIECZNIE MŁODYCH 50+”. Zaglądam na
tę stronę, choć żona nieporównywalnie jest w tym lepsza. Gratuluję
pomysłodawcom, nie posługuję się nazwiskiem, bo nie znam bliżej krótkiej, ale
ciekawej historii tego pomysłu. Nie wiem też, czy słusznie pojawiła się liczba
mnoga, a może jest autorskie przedsięwzięcie? I kiedy patrzę na zamieszczane
zdjęcie, to interesuję się nie tylko naszym wyglądem w młodości, ale towarzyszą
mi jeszcze dwa odczucia - jedno smutne, a drugie radosne.
Zacznę od pierwszego. Ze smutkiem, z żalem
rozpoznaję osoby, które zagubiły się na drodze wiary. Mam świadomość, że
zmarnowały swoje życie, choć niektórym dana została łaska powtórnej pokuty. Nie
potrafię do końca być zadowolony z „głowni wyrwanej z ognia”, bo to oni powinni
w imieniu Chrystusa innych wyrywać z tej opresji. Bogu niech będą dzięki, że
zdecydowana większość to ludzie wiary kroczący od młodości drogą Pańską, a
niektórzy już osiągnęli metę i dziś dla wielu są anonimowi i stąd radość z
podpisywanych zdjęć. Mają jednak swoje personalne miejsce w Bożej księdze
życia.
Wracam do pielgrzymujących i choć - jeśli mogę
sparafrazować słowa popularnej piosenki - „już szron na głowie, a czasem go
brak, i nie to zdrowie, co przemijania znak - a w sercu ciągle raj”. I tak
trzymać. „Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia”. I jest to klamra
spinająca ten tekst. Powtórzę, tak trzymać!
bp Mieczysław - wtedy jeszcze nie senior.