11 sierpnia 2017

Archiwum - Bądź wierny




 Wracam do tekstu zapowiadanego w ostatnim liście. Okazało się, że tej kwestii poświęciłem co najmniej dwie refleksje. Dziś zamieszczę jedną z nich z 9 listopada 2012 roku. Następna pojawi się trochę później i nie dlatego, że jest mniej budująca, choć prawdziwa.
                                                                                

We wrześniu zupełnie przypadkowo, jak to mówimy nie do końca prawdziwie, Zofia Waszkiewicz, członkini naszego Zboru - identyczne nazwisko jak prezbitera Sergiusza Waszkiewicza, pioniera ruchu zielonoświątkowego, długoletniego pastora w Gdańsku, choć to nie rodzina - wspomniała, że mija kolejna rocznica jej chrztu wiary. Zainspirowała mnie do sprawdzenia, co dzieje się ze wszystkimi, którzy 26 września 1982 roku przyjmowali chrzest. Przystąpiło wtedy z naszego Zboru 9 osób, a z pewną ciekawością chciałem przekonać się, czy „służą Bogu wiernie w społeczności Jego Kościoła”, jak publicznie deklarowali przed chrzcielnym zanurzeniem.

Jakże wielka była moja radość, kiedy stwierdziłem, że wszyscy dotrzymują obietnicy. Niektórzy z nich wyjechali za granicę (3 osoby), jeden mężczyzna przeniósł się do innego miasta i jest dziś starszym zboru i kaznodzieją Słowa Bożego w naszym Zborze w Pile, jedna niewiasta, będąc członkinią naszej społeczności, wiernie pomaga mężowi w jego posłudze w Pyrzycach, jedna siostra jest aktywną członkinią w Gryfinie. Pozostała piątka - akurat niewiasty - wiernie kroczy przez życie z Chrystusem w naszej społeczności, choć od tego momentu minęło trzydzieści lat, więc zmagają się ze swą sędziwością i chorobą, niekiedy bardzo wyniszczającą.

Na portalu społecznościowym Facebook wyodrębniła się grupa pisana dużymi literami „POKOLENIE WIECZNIE MŁODYCH 50+”. Zaglądam na tę stronę, choć żona nieporównywalnie jest w tym lepsza. Gratuluję pomysłodawcom, nie posługuję się nazwiskiem, bo nie znam bliżej krótkiej, ale ciekawej historii tego pomysłu. Nie wiem też, czy słusznie pojawiła się liczba mnoga, a może jest autorskie przedsięwzięcie? I kiedy patrzę na zamieszczane zdjęcie, to interesuję się nie tylko naszym wyglądem w młodości, ale towarzyszą mi jeszcze dwa odczucia - jedno smutne, a drugie radosne.

Zacznę od pierwszego. Ze smutkiem, z żalem rozpoznaję osoby, które zagubiły się na drodze wiary. Mam świadomość, że zmarnowały swoje życie, choć niektórym dana została łaska powtórnej pokuty. Nie potrafię do końca być zadowolony z „głowni wyrwanej z ognia”, bo to oni powinni w imieniu Chrystusa innych wyrywać z tej opresji. Bogu niech będą dzięki, że zdecydowana większość to ludzie wiary kroczący od młodości drogą Pańską, a niektórzy już osiągnęli metę i dziś dla wielu są anonimowi i stąd radość z podpisywanych zdjęć. Mają jednak swoje personalne miejsce w Bożej księdze życia.

Wracam do pielgrzymujących i choć - jeśli mogę sparafrazować słowa popularnej piosenki - „już szron na głowie, a czasem go brak, i nie to zdrowie, co przemijania znak - a w sercu ciągle raj”. I tak trzymać. „Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia”. I jest to klamra spinająca ten tekst. Powtórzę, tak trzymać!

bp Mieczysław - wtedy jeszcze nie senior.