27 stycznia 2022

Listy do Wybranej Pani - List Sto Czterdziesty Pierwszy

Tak, nie jesteś jedyna, która lubi świadectwa. Pominę zatem wstęp i od razu przejdę do świadectwa, pamiętając o pierwszym przesłaniu z poprzedniego listu, że trzeba mieć dobre marzenia i nigdy z nich nie rezygnować. Będzie to dłuższy list niż zwykle, bo nie odważyłem się ten tekst podzielić na dwie części. Postanowiłem też – może w następnym liście – opatrzyć tę relację mym komentarzem, bo autorkę, Janinę Balabat z d. Bobrel, znam praktycznie od chwili przyjazdu do Szczecina w ramach tzw. II repatriacji, za Gomułki, jak potocznie mówiono.

 

 

                                                 *

Od młodości lubiłam kwiaty. Z podobną pasją czytałam książki geograficzne, bo interesowała mnie przyroda innych krajów. Kiedy przeczytałam, że w Kalifornii nie ma zimy, że w grudniu zaczynają kwitnąć magnolie, a w styczniu różowe japońskie czereśnie i że przez okrągły rok coś kwitnie, w moim młodziutkim serduszku zrodziło się wielkie i gorące pragnienie znaleźć się w Kalifornii. Było ono tak wielkie, iż odczuwałam aż wielki ból w żołądku. Po raz pierwszy w życiu zwróciłam się do Boga z taką prośbą: – Boże, chcę się przemienić w ptaka i polecieć do Kalifornii tylko na jeden jedyny dzień. Oblecę cały stan, zobaczę tę piękną przyrodę i już nic więcej w życiu nie będę chciała, Ta krótka i gorąca modlitwa dotarła do tronu Bożego i możliwe, że Stwórca słodko się uśmiechnął i powiedział: – Nie musisz przeobrażać się w ptaka, stworzyłem cię kobietą i mam dla ciebie inny plan, ale musisz dość długo czekać na realizację. 

Urodziłam się w rodzinie o różnych poglądach, Mama prowadziła mnie do kościoła i kazała oddawać pokłon figurom i całować obrazy. Z kolei mój tatuś czytał Pismo Święte i twierdził, że trzeba żyć według Słowa Bożego. Urodziłam się na terenach wschodniej Polski, które w tym czasie należały do Związku Radzieckiego. W szkole uczyłam się bardzo dobrze i lubiłam czytać i recytować wiersze i tym samym chwalić komunistycznych przywódców. Mój tatuś groził mi palcem i podwyższonym głosem mówił, że nie tam jest moje miejsce. Jego głos nie dawał mi pokoju w dzień i w nocy. Zaczęłam nienawidzić mego tatusia i jego Biblię. Wielokrotnie wieczorem przed snem, zalewając się gorzkimi łzami, narzekałam na Boga, mówiąc: – Boże, czemu mnie tak skarałeś, co Ci złego zrobiłam, że narodziłam się u tak niedobrego tatusia, Dziś wiem, że było to niesprawiedliwe oskarżenie, a Bóg mnie kochał i kierował mym życiem. W tym okresie ukończyłam szkołę średnią i zostałam księgową zakładów przemysłowych, jak brzmiał oficjalny tytuł. Dzięki łasce Bożej przeżyłam nawrócenie i w 1957 r. w Zborze w Mińsku przyjęłam chrzest wiary. 

W 1958 r. nastąpił wyjazd z dawnej wschodniej Polski do zachodniej, a konkretnie do Szczecina. Spotkały mnie tutaj duże trudności, gdyż nie znałam polskiego i trudno było znaleźć pracę bez znajomości języka. W Polsce mieszkałam trzynaście lat, opanowałam język, zatrudniona byłam na stanowisku kierownika księgowości finansowej i materiałowej, Miałam możliwość zostać zastępczynią głównego księgowego, ale jakiś cichy głos szeptał, że to nie moje miejsce, więc odrzuciłam tę propozycję. W szczecińskim Zborze byłam bardzo aktywna, Przez dziesięć lat, oczywiście społecznie, pracowałam jako nauczycielka dzieci w szkółce niedzielnej. Był to mój nadzwyczaj błogosławiony czas, gdyż mogłam wlewać w młode serduszka wiarę z żywego Boga, Stwórcę nieba i ziemi, mieć z Nim społeczność, spożywać duchowy chleb życia i wykonywać Jego polecenia. Było mi bardzo dobrze i całkowicie zapomniałam o Kalifornii, ale Wszechmogący Bóg pamiętał odpowiedź na mą młodzieńczą modlitwę. 

Paweł Balabat, bardzo miły i przyjemny pan, obywatel USA, zamieszkały w Burlingame w okolicach San Francisco, zdecydował się ożenić i chciał mieć za żonę tylko Polkę. Długo nie myśląc, zadzwonił do pastora Pawła Bajeńskiego z Warszawy i poprosił, ażeby odszukał ładną, dobrą i bardzo dzielną panienkę, która by chciała zostać jego żoną. Nie było to łatwe zadanie, bo takich dziewcząt nie brakowało. Głęboko wierzę, że była to Boża odpowiedź na moje dziewczęce marzenie: – Boże, chcę się przemienić w ptaka i polecieć do Kalifornii tylko na jeden jedyny dzień. Pastor Paweł Bajeński zatelefonował do pastora Aleksandra Rapanowicza ze Szczecina i przedstawił tę sprawę. Po wieczorowym nabożeństwie pastor podszedł do mnie i lekko uśmiechając się, powiedział: – Jest brat z USA, który poszukuje żony w Polsce. Czy chcesz podać mu swój adres? A ja też z uśmiechem odpowiedziałam: – Kupił nie kupił, ale potargować można. Upoważniłam pastora do przekazania adresu. Rozpoczęła się korespondencja, wymiana zdjęć i poglądów i to trwało mniej więcej dziesięć miesięcy. Po tym okresie otrzymałam zaproszenie na 45 dni w celu zwiedzania Kalifornii oraz opłacony bilet w obydwie strony. Paweł był człowiekiem z dyscypliną wojskową , więc w liście dodał: – Zapraszam Cię tylko i wyłącznie na 45 dni. I to zdanie podkreślił na czerwono aż dwa razy. 

Nastał 1971 rok, czas mego wyjazdu. Kiedy opuszczałam rodzinny dom, uklękłam, a moi rodzice włożyli na mnie ręce, a mama tak wołała do Boga: – Potężny i Wszechmogący Boże, nasza ukochana córeczka opuszcza nasz dom, wylatuje na inny kontynent, znając tylko z korespondencji jednego człowieka. Kiedy będą trudności w jej życiu, to wzmacniaj ją, dodawaj sił, chroń przed załamaniem. Bądź jej ochroną i przewodnikiem w życiu. Opuściłam więc dom z błogosławieństwem Boga i rodziców. Nastąpił długi lot na inny kontynent. Paweł spotkał mnie na lotnisku w San Francisco. Przy pierwszym spotkaniu zmierzył mnie swym przenikliwym wzrokiem z góry na dół i powiedział: – Ty już Polski tak szybko nie zobaczysz. Zareagowałam natychmiast i zarzuciłam, że jest nieprawdomówny, bo mam zaproszenie na 45 dni. Paweł dodał, że widocznie nie umiem odczytywać zagranicznych listów, które trzeba czytać również między wierszami. Nastała krótka sprzeczka, ale bez interwencji policji, że z humorem zauważę. Kiedy znalazłam się w Kalifornii, to odczułam, że tu jest moje miejsce. Po czterech dniach mego pobytu w USA zawarliśmy związek małżeński. 

Nasza wspólna droga trwała 33 lata, dwa miesiące i 21 dni. Nie była to łatwa pielgrzymka, ale błogosławiona. Nauczyłam się szybko języka i mogłam pracować w swym zawodzie, będąc od początku motywowana przez męża. Wspólnie z mężem pomagaliśmy rodzicom, rodzinie, Kościołowi w Szczecinie, mojej koleżance w Mińsku oraz chrześcijanom we Lwowie. Analizując me życie, zauważam, iż Bóg często daje więcej niż Go o to prosimy. Marzyłam o pobycie w Kalifornii tylko jeden dzień, otrzymałam zaproszenie na 45 dni, a spędziłam w niej 50 lat. Wyjechałam do USA 10 maja, a powróciłam do Polski 30 marca 2021 roku. Mieszkałam 50 lat w pięknym domku, wokół którego rosło ponad 100 krzaków róż i innych kwiatów. Bóg jest dobry i pamiętał, że od dzieciństwa lubię kwiaty. 

                                                    *

Wybrana Pani! Przypomnijmy sobie werset Nowego Testamentu: Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić więcej niż to, o co prosimy lub co zdołamy sobie wyobrazić, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie przez wszystkie pokolenia na wieki wieków. Amen. (Ef 3,20 – BE).

Pokój Tobie! Zewnętrznym znakiem pokoju jest także uśmiech. Przeczytaj zatem dwa zdania z humoru zeszytów szkolnych. Wnuczek z okazji Dnia Dziadka, a opisywany ma tylko 59 lat, tak go scharakteryzował: Mój dziadek najchętniej zajmuje się odpoczynkiem. Jego marzeniem jest wieczny odpoczynek.

 bp senior Mieczysław