Oto rozmowa sprzed ośmiu lat.
Urodziłam się w Białaczowie niedaleko
Opoczna [ 19 kwietnia 1922 r. ] i w tej miejscowości mieszkałam do 11. roku
życia. Potem cała moja rodzina przeprowadziła się do Wołomina, a więc w okolice
Warszawy.
Zmiana nastąpiła w 1942 roku, bo
poślubiłam Włodzimierza i przeniosłam się do Chełma, bo mąż pracował w
miejscowym młynie. Ślub odbył się w cerkwi prawosławnej w tym mieście.
Mieszkałam tam tylko trzy lata, bo
rodzice Włodzimierza wraz z pozostałą rodziną przenieśli się do Dniepropietrowska,
miasta położonego na brzegach Dniepru. Postanowiliśmy im towarzyszyć,
wytrzymaliśmy tam zaledwie dwa miesiące, zapadła decyzja o natychmiastowym
powrocie.
Mąż zbudował skromny drewniany wóz, a był
złotą rączką, a siłę pociągową stanowiły dwie krowy i tak przez trzy
miesiące wracaliśmy w okolice Równego, obecnie Ukraina. Ta podróż mogłaby
stanowić fabułę filmu sensacyjnego. Zdarzały się napady, a pewnego razu
skradziono nam krowy. Znalazły się w miejscowym kołchozie, a odzyskaliśmy je,
bo mąż z licznego stada po imieniu je zawołam, a one zareagowały. Mieliśmy więc
mleko, zapasy mąki i mogliśmy kontynuować naszą powrotną wędrówkę.
Różne inne dramatyczne zdarzenia
nam towarzyszyły, ale nie sposób o wszystkich opowiadać. Wspomnę tylko, że mąż
stracił nogę w wypadku kolejowym. Przez 6 tygodni nie miałam żadnych wieści o
losie mojego męża, a były to czasy II wojny światowej.
W okolicach Równego mieszkałam do
1960 roku, urodziłam tam córkę i syna, a następnie sprowadził nas do Szczecina
brat męża i zamieszkaliśmy na Gumieńcach. Najpierw pracowałam dorywczo, a potem
aż do emerytury w żłobku na ulicy Podhalańskiej jako kucharka.
Chrzest wiary przyjęłam 26
września 1982 roku i od tego momentu kroczę przez życie jako świadoma
chrześcijanka. Cztery miesiące wcześniej uczynił to mąż zaproszony na
nabożeństwo przez Stanisława, naszego kościelnego. Pierwszymi gośćmi w naszym
domu byli Stanisław Darda, dziś już nieżyjący i prezbiter Eugeniusz Pawłowski
spędzający dziś swoje sędziwe lata w Bydgoszczy.
Najbliższą moją koleżanką na początku
została Maria Pohoryło, żona kościelnego, bo okazało, że pochodzi z tych samych
stron, a więc z okolic Równego.
Dwa dni przed moim jubileuszem skopałam
nie tylko moją, ale także działkę córki. Miałam ciężkie i pracowite życie i
dzięki Bogu to jest źródło mojej dobrej jak na te lata kondycji.
Bardzo lubię słuchać i śpiewać
nasze pieśni, a gdybym miała wymienić jedną, to na pewno będzie to utwór „O
cudowny jest mój Zbawiciel”.
Moim marzeniem jest trwać aż do
końca mej pielgrzymki w Bogu i nie być nikomu ciężarem w mej sędziwości.
*
Wybrana Pani! Przypomnijmy sobie zachętę
Chrystusa Pana: Bądź wierny aż do
śmierci, a dam ci wieniec życia. (Ap 2,10, BE).
Pokój Tobie! Niech wyznanie Apostoła Pawła
- przy zachowaniu proporcji - będzie Twym, naszym, udziałem: Dobrą walkę stoczyłem, bieg ukończyłem,
wiarę ustrzegłem. Na koniec odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który
owego dnia wręczy mi Pan, sprawiedliwy Sędzia, zresztą nie tylko mnie, ale też
tym wszystkim, którzy z miłością oczekują Jego objawienia. (2 Tm, 4,7-8,
BE).
bp senior Mieczysław