13 lipca 2019

Listy do Wybranej Pani - List Siedemdziesiąty Siódmy

Wczoraj, to znaczy 12 lipca,  na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie pożegnałem wraz z prezb. Stefanem Archutowskim i diakonem Tomaszem Nowosadem i gronem zborowników s. Helenę Gierygę, najstarszą członkinię Betanii. Odeszła do wieczności 8 lipca w 98. roku swej ziemskiej pielgrzymki. Nie przypuszczam, że Ją znałaś, ale ze względu na świadectwo nie tylko czasów, w których żyła, postanowiłem jeszcze raz opublikować wywiad z 2012 roku z okazji 90. rocznicy Jej urodzin. Dodam ponadto, że byłem z śp. Heleną bardzo duchowo związany, chociażby dlatego, że ochrzciłem Ją w I roku mej samodzielnej posługi pastorskiej. Podkreślę jednocześnie, że Jej pragnienie wyrażone w ostatnim zdaniu wywiadu się ziściło.Wcześniej pożegnała w 1999 r. Włodzimiera, swego męża, a sześć lat temu córkę. Pozostawiła syna Włodzimierza z żoną, dwoje wnucząt, jedną prawnuczkę oraz dalszą rodzinę. Wśród żegnających była m.in. Maria Pohoryło ze Stanisławem, swym mężem.

                                                                                  *
Oto rozmowa  sprzed ośmiu lat.

Urodziłam się w Białaczowie niedaleko Opoczna [ 19 kwietnia 1922 r. ] i w tej miejscowości mieszkałam do 11. roku życia. Potem cała moja rodzina przeprowadziła się do Wołomina, a więc w okolice Warszawy.

Zmiana nastąpiła w 1942 roku, bo poślubiłam Włodzimierza i przeniosłam się do Chełma, bo mąż pracował w miejscowym młynie. Ślub odbył się w cerkwi prawosławnej w tym mieście.

Mieszkałam tam tylko trzy lata, bo rodzice Włodzimierza wraz z pozostałą rodziną przenieśli się do Dniepropietrowska, miasta położonego na brzegach Dniepru. Postanowiliśmy im towarzyszyć, wytrzymaliśmy tam zaledwie dwa miesiące, zapadła decyzja o natychmiastowym powrocie.

Mąż zbudował skromny drewniany wóz, a był złotą rączką, a siłę pociągową stanowiły dwie krowy i tak przez trzy miesiące wracaliśmy w okolice Równego, obecnie Ukraina. Ta podróż mogłaby stanowić fabułę filmu sensacyjnego. Zdarzały się napady, a pewnego razu skradziono nam krowy. Znalazły się w miejscowym kołchozie, a odzyskaliśmy je, bo mąż z licznego stada po imieniu je zawołam, a one zareagowały. Mieliśmy więc mleko, zapasy mąki i mogliśmy kontynuować naszą powrotną wędrówkę.

Różne inne dramatyczne zdarzenia nam towarzyszyły, ale nie sposób o wszystkich opowiadać. Wspomnę tylko, że mąż stracił nogę w wypadku kolejowym. Przez 6 tygodni nie miałam żadnych wieści o losie mojego męża, a były to czasy II wojny światowej.

W okolicach Równego mieszkałam do 1960 roku, urodziłam tam córkę i syna, a następnie sprowadził nas do Szczecina brat męża i zamieszkaliśmy na Gumieńcach. Najpierw pracowałam dorywczo, a potem aż do emerytury w  żłobku na ulicy Podhalańskiej jako kucharka.

Chrzest wiary przyjęłam 26 września 1982 roku i od tego momentu kroczę przez życie jako świadoma chrześcijanka. Cztery miesiące wcześniej uczynił to mąż zaproszony na nabożeństwo przez Stanisława, naszego kościelnego. Pierwszymi gośćmi w naszym domu byli Stanisław Darda, dziś już nieżyjący i prezbiter Eugeniusz Pawłowski spędzający dziś swoje sędziwe lata w Bydgoszczy.

Najbliższą moją koleżanką na początku została Maria Pohoryło, żona kościelnego, bo okazało, że pochodzi z tych samych stron, a więc z okolic Równego.

Dwa dni przed moim jubileuszem skopałam nie tylko moją, ale także działkę córki. Miałam ciężkie i pracowite życie i dzięki Bogu to jest źródło mojej dobrej jak na te lata kondycji.

Bardzo lubię słuchać i śpiewać nasze pieśni, a gdybym miała wymienić jedną, to na pewno będzie to utwór „O cudowny jest mój Zbawiciel”.

Moim marzeniem jest trwać aż do końca mej pielgrzymki w Bogu i nie być nikomu ciężarem w mej sędziwości.
                                                                       *
Wybrana Pani! Przypomnijmy sobie zachętę Chrystusa Pana: Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia. (Ap 2,10, BE).

Pokój Tobie! Niech wyznanie Apostoła Pawła - przy zachowaniu proporcji - będzie Twym, naszym, udziałem: Dobrą walkę stoczyłem, bieg ukończyłem, wiarę ustrzegłem. Na koniec odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który owego dnia wręczy mi Pan, sprawiedliwy Sędzia, zresztą nie tylko mnie, ale też tym wszystkim, którzy z miłością oczekują Jego objawienia. (2 Tm, 4,7-8, BE).

bp senior Mieczysław