14 lutego 2019

Listy do Wybranej Pani - List Sześćdziesiąty Piąty

Co do tego nie miałem żadnych wątpliwości, że przeczytasz kazanie zamieszczone w ostatnim liście. Znakiem wyprzedzającej pewności było końcowe podziękowanie, które w nim wyraziłem. Mogłaś się zniechęcić, wszak wszystko odbywało się w rzeczywistości odmiennej od naszej kościelnej codzienności.  Jak napisał w reakcji na poprzedni list pewien biskup, specjalista od rozgrzanych serc (to nawiązanie do Johna Wesleya), a ujął to poetycko tak: Zawsze uważałem, że Bóg ma swoich ludzi na różnych grządkach swego ogrodu. W tym ogrodzie mogłem modlić się w ciszy w granicach trzydziestu minut, by potem włączyć się w  uwielbienie w innych językach, mając przed sobą karmelitanki, a obok księdza profesora, charyzmatyka.

Pytasz, a jeśli odpowiedź będzie twierdząca, to prosisz, by poddać ilustracje, które pojawiły się w kazaniu przygotowanym na wizytę w stolicy Wielkopolski. Przytoczę dwie spośród czterech. Nie mogę zapomnieć, a może nie chcę, jak przed nabożeństwem tygodniowym w Oświęcimiu (byłem w tym mieście z okazji sześćdziesiątej rocznicy uchwalenia Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka) zapytany zostałem, czy wygłoszę kazanie o kukułczym jaju. Okazało się, że mój rozmówca usłyszał ten przykład na kongresie i stad wynikało jego pytanie. Dobrze by było, ażeby pozostawał w pamięci przytoczony obraz wraz z przesłaniem Słowa, bo ono jest najważniejsze. To z mojej strony pewna asekuracja, bo obrazy będą wyrwane z kontekstu. Dodam tylko, że pojawiły się one w punkcie, w którym miałem mówić o przemianie naszych serc, zgodnie ze Słowem: Bądźcie miłosierni, jak miłosierny jest wasz Ojciec. (Łk 6,36)
                                                                  *
Dwie ilustracje, pierwsza rodem z Wielkopolski, skoro o tym na początku wspomniałem, z etnografii, z folkloru.  Kiedy następowały zimowe wieczory, kobiety zbierały się po sąsiedzku na darcie pierza, na pozyskiwanie puchu gęsiego, by z niego potem uszyć pierzyny. W pewien wieczór znalazłem się w tym gronie jako mały chłopiec. Niewiasty rozmawiały na różne tematy, a szczególnie o swych mężach. Akurat obecny był gospodarz tego domu i gdy usłyszał o zaufaniu swej żony, odpowiedział: Moja droga, co zrobić, ale ja  nie mam zaufania do siebie samego. (Zapamiętałem, bo to zdanie potem było ciągle powtarzane).

Drugi obraz. Mój mniej więcej rówieśnik przysłał mi ostatnio  swą książkę pod tytułem Znaczenie modlitwy. Jeden z rozdziałów to modlitwy purytan, członków radykalnego - tak zazwyczaj bywa na początku - ruchu religijnego zrodzonego w Kościele anglikańskim na przełomie  XVI i XVII wieku. W swej porannej modlitwie jeden z nich prosił, a podziękowania też nie brakowało, tak: Chroń mnie od ataków nieprzyjaciół, od złych okoliczności i ode mnie samego. I ta ostatnia fraza zrobiła na mnie największe wrażenie.

                                                                  *
Ustawicznie prosisz o zdjęcia. Piszę ten list w Walentynki, więc na fotografii jestem z moją Walentynką o imieniu Danusia, którą zresztą doskonale znasz.


Wybrana Pani! Teraz zaś proszę Cię, o Pani… abyśmy się wzajemnie miłowali. A na tym polega miłość, żebyśmy postępowali według Jego przykazań. ( por. 2 J,5-6, PE).

Pokój Tobie! Niech będzie z Tobą i Waszymi dziećmi łaska, miłosierdzie i pokój od Boga Ojca, i od Jezusa Chrystusa, Syna Ojca, w prawdzie i miłości. (por. 2 J, 3, PE).

bp senior Mieczysław