Oto trochę listopadowej nostalgii, wiersz
nie tak dawno napisany. Bądź łaskawa zadumać się nad moją zadumą. Przyślij też
krótką recenzję albo przynajmniej swe czytelnicze refleksje.
*
patrzy przed siebie na siebie
zastygły w mowie na chwilę
ze wzrokiem skupionym
na niewidocznym tłumie
widzi tylko dwie głowy
zapewne w zamyśleniu
z ukrytymi twarzami
pierwsza z siwizną mądrości
kolejna z przebłyskiem
ku naturalnej jarmułce
patrzy na siebie i wie
że w drodze do domu
prochem się stanie
w błyskawicy ognia
patrzy przed siebie na siebie
z zaciekawieniem ogromnym
co z nim się stanie
bo
artysta mało znany
kolory niedobrane
mieszkanie małe
krzyż za duży
i
tandetnie podświetlony
kłóci się z wystrojem
patrzy na siebie przed siebie
i nie wie
co z nim się stanie
*
Pora na coś do śmiechu. W znanym dzienniku
ma rubrykę Autor, wierny swego Kościoła (reaguje na jego radości i smutki). Pisze zazwyczaj co tydzień pod rozpoznawalnym pseudonimem.
Jestem jego stałym czytelnikiem. Walcząc z listopadową melancholią, przytoczył
ponoć własne, autentyczne wyznanie pewnego rodzimego hierarchy: Moja matka była katoliczką zagorzałą, ja też
jestem za gorzałą… Nie bardzo wiem, czy śmiać się czy płakać, choć obydwie
reakcje pojawiają się prawie równolegle. By było tylko do śmiechu, przytoczę
dwa kalambury. Rozmawiają małżonkowie: Mąż powiada, że kocha swą wybrankę za/żarcie, a ona rozanielona wyznaje, iż
czyni to za/wzięcie.
Wybrana Pani! Niech melancholia, smutek,
jeśli się pojawi, szybko Cię opuszcza. A
jeśli smutek, to tylko według Boga, bo nikt go nie żałuje. (por. 2 Kor
7,10).
Pokój Tobie! Raduj się w Panu zawsze. Z radością powtarzam: Raduj się w Panu!
(por. Flp 4,4). A gdy pojawi się dobra okazja do śmiechu, uczyń to relaksowo od
ucha do ucha, jak czyni to nasza znajoma pastorowa z południa naszego kraju, choć trudno jej
dotrzymać głosu.
bp senior Mieczysław