13 listopada 2018

Listy do Wybranej Pani - List Pięćdziesiąty Szósty

Prosisz o kolejne zdjęcia, ale tym razem nie zadośćuczynię Twym oczekiwaniom. Mam pewien problem techniczny i póki go nie rozwiążę albo nie upewnię się, że tak musi zawsze być, bo rozstrzyga o tym bezduszny automat, fotografie na razie się nie pojawią. Dziś będzie trochę nostalgiczne, wszak to miesiąc, w którym opadają liście z drzew (trochę to z Tadeusza Różewicza, bo Opadły liście z drzew to tytuł jego zbioru opowiadań, prozatorskiego debiutu). Na końcu zjawią się kalambury, by Cię trochę rozśmieszyć.

A tak przy okazji. Przeglądałem ostatnio mój księgozbiór i chciałem wyrzucić Słownik terminów literackich Stanisława Sierotwińskiego, bo mam nowszy opracowany przez zespół  Instytutu Badań Literackich PAN pod redakcją Janusza Sławińskiego. Zamiaru nie zrealizowałem, dostrzegłem bowiem własnoręczny wpis na stronie tytułowej, oczywiście zielonym atramentem: 17 VI 70 r. (oddałem pracę magisterską) i własny skrócony podpis, który wkrótce znalazł się w indeksach moich studentów. Na co dzień miałem w pamięci  tylko miesiąc i rok przekazania pracy promotorowi, prof. drowi Janowi Trzynadlowskiemu.  Oto zachowawcza moc słowa pisanego!

Oto trochę listopadowej nostalgii, wiersz nie tak dawno napisany. Bądź łaskawa zadumać się nad moją zadumą. Przyślij też krótką recenzję albo przynajmniej swe czytelnicze refleksje.

          *
patrzy przed siebie na siebie
zastygły w mowie na chwilę
ze wzrokiem skupionym
na niewidocznym tłumie

widzi tylko dwie głowy
zapewne w zamyśleniu
z ukrytymi twarzami

pierwsza z siwizną mądrości
kolejna z przebłyskiem
ku naturalnej jarmułce

patrzy na siebie i wie
że w drodze do domu
prochem się stanie
w błyskawicy ognia

patrzy przed siebie na siebie
z zaciekawieniem ogromnym
co z nim się stanie
bo
artysta mało znany
kolory niedobrane
mieszkanie małe
krzyż za duży
i
tandetnie podświetlony
kłóci się z wystrojem

patrzy na siebie przed siebie
i nie wie
co z nim się stanie

          *
Pora na coś do śmiechu. W znanym dzienniku ma rubrykę Autor, wierny swego Kościoła (reaguje na jego radości i smutki).  Pisze zazwyczaj co tydzień pod rozpoznawalnym pseudonimem. Jestem jego stałym czytelnikiem. Walcząc z listopadową melancholią, przytoczył ponoć własne, autentyczne wyznanie pewnego rodzimego hierarchy: Moja matka była katoliczką zagorzałą, ja też jestem za gorzałą… Nie bardzo wiem, czy śmiać się czy płakać, choć obydwie reakcje pojawiają się prawie równolegle. By było tylko do śmiechu, przytoczę dwa kalambury. Rozmawiają małżonkowie: Mąż powiada, że kocha swą wybrankę za/żarcie, a ona rozanielona wyznaje, iż czyni to za/wzięcie.

Wybrana Pani! Niech melancholia, smutek, jeśli się pojawi, szybko Cię opuszcza. A jeśli smutek, to tylko według Boga, bo nikt go nie żałuje. (por. 2 Kor 7,10).

Pokój Tobie! Raduj się w Panu zawsze. Z radością powtarzam: Raduj się w Panu! (por. Flp 4,4). A gdy pojawi się dobra okazja do śmiechu, uczyń to relaksowo od ucha do ucha, jak czyni to nasza znajoma pastorowa z południa naszego kraju, choć trudno jej dotrzymać głosu.

bp senior Mieczysław