20 listopada 2018

Listy do Wybranej Pani - List Pięćdziesiąty Siódmy

Zakładam, że mogę odwołać się do Twej pamięci. Po wizycie w kutnowskim Zborze dałem wyraz mej fascynacji  cotygodniowym studium Pisma Świętego, na którym w pewnym stopniu przypadkowo się pojawiłem, wszak zaproszony byłem tylko na niedzielę. By łagodnie nawiązać do powyższej konstatacji, chcę napisać (to też przypomnienie) o mej nieformalnej aktywności w Zborze w Policach. W nim w każdy piątek odbywa się  studium, w trakcie którego nie ma monologu, choć jest moderator, lecz dialog - możliwość podzielenia się swymi przemyśleniami, pytaniami związanymi z czytanym fragmentem Słowa Bożego. Jestem aktualnie z gronie czterech moderatorów i z jeszcze większą fascynacją pokochałem tę formę.

Na jednym z nich prawie mój rówieśnik powiedział mniej więcej tak: Tyle teraz mamy do dyspozycji tłumaczeń Pisma Świętego, że gdy kaznodzieja nieumiejętnie nimi się posługuje,
w mej głowie powstaje niesamowity galimatias, wręcz zamieszanie, a mam niektóre wersety pamięciowo opanowane i niech  pozostanie we mnie nie tylko pod tym względem niezachwiany porządek.

Mój pierwszy egzemplarz to zachowana do dziś Biblia Gdańska. Był to chyba prezent od mojego brata. Podpisałem ją osobiście zielonym atramentem, a podany kolor był wtedy wręcz oczywisty. Nie mam żadnych czytelniczych wspomnień ze względu na archaiczny język. Nie ma w niej żadnych podkreśleń, znaków odbytej lektury.
Kiedy więc pojawiła Biblia Tysiąclecia, wreszcie znalazłem się w żywiole współczesnego języka i nie miałem żadnej świadomości, że tłumaczenie zawiera tysiąc błędów, o czym potem napisali recenzenci. Pamiętam wszystkie szczegóły związane z zakupem w parafii usytuowanej w pobliżu pl. Teatralnego we Wrocławiu. Choć była ona formatowo dość duża, mówię o pierwszym wydaniu, nosiłem ją w dłoni wręcz manifestacyjnie, na co zwrócił mi uwagę trochę starszy ode mnie wierzący kolega. Nawet  zachowane zdjęcie to potwierdza, że nie wspomnę  inne osoby płci odmiennej na niej utrwalone (to pewien kamuflaż z mojej strony).
Nadszedł 1975 rok, ukazała się Biblia Warszawska i to wydanie stało się podstawowe w mej osobistej lekturze, w pamięciowym opanowywaniu, w publicznym zwiastowaniu aż do tej pory. Gdy teraz niekiedy cytuję werset w przekładzie Biblii Ekumenicznej (wspólne, najnowsze tłumaczenie), muszę się bardzo pilnować, by poprzednia wersja językowa nie pojawiła się prawie automatycznie.

Po co te wywody? Zapewne i dlatego, że i Ty przeszłaś podobną drogę. Traktuję jednak te wspomnienia jako nawiązanie do wypowiedzi przytoczonej na początku listu. Rzeczywiście, mamy teraz mnóstwo propozycji tłumaczeniowych o różnym poziomie pod wieloma względami.  Pojawiają się parafrazy, nowe i uwspółcześnione Biblie Gdańskie, przekłady dosłowne i literackie. Przysłowie mówi, że od przybytku głowa nie boli. Mam jednak coraz silniejsze przekonanie o potrzebie przyjęcia jednego tłumaczenia Biblii, by stało się ono liturgiczne, jak powiadają w innych Kościołach, to znaczy jedyne w publicznym czytaniu. Nie mówię o przygotowywaniu kazania, tutaj wskazana jest różnorodność. Musi bowiem być tekst wiodący, który przez zwiastowanie i osobistą lekturę będzie utrwalany także pamięciowo - jak powiedział uczestnik wspomnianego studium. Rozmawiałem już z kimś, z kim warto na ten temat rozmawiać, ale nie wiem, czy jest możliwe takie pragmatyczne uporządkowanie.

Wybrana Pani! Cieszmy się, że od dzieciństwa znamy Pisma święte, które przez jest natchnione przez Boga i pożyteczne do nauczania, przekonywania, upominania, do wychowywania w sprawiedliwości. ( por. 2 Tm 3,15-16, PE). Czy znasz na pamięć poprzednią wersję językową, bo ta zapewne nie jest jeszcze utrwalona (mówię przede wszystkim o sobie)?

Pokój Tobie! Sam zaś Pan pokoju niech Cię obdarza pokojem zawsze i na wszelki sposób. Pan niech będzie z Twymi najbliższymi. (por. 2 Ts 3,16 - PE). O zdjęciach pamiętam, załączę chyba w kolejnym liście.

bp senior Mieczysław