12 września 2018

Listy do Wybranej Pani - List Pięćdziesiąty

Wcześniej mimochodem przywołałem mój studencki aforyzm, dodając jednocześnie, że później napisałem wiersz rozpoczynający się od tych słów. Nie do końca spodziewałem się Twej prośby, by go przesłać. Nie będę udawał skromności, bo taka reakcja sprawiła radość nie tylko mi, ale zapewne każdemu autorowi. Tym bardziej że okazja ku temu jest niecodzienna, wszak ten list jest jubileuszowy, pięćdziesiąty, złoty. Nim to nastąpi, kilka innych refleksji.

Wrócę na moment do mej, naszej z Eugeniuszem, ostatniej wizyty w Chociwlu. Zapytałem pastora, jak to zazwyczaj czynię, ile trwa ich główne niedzielne nabożeństwo, a także o czas mi ofiarowany na jedyne, główne też kazanie. W odpowiedzi usłyszałem, że praktykant (nie wiem, czy z baptystycznego seminarium czy z ChAT-u) głosił zawsze godzinę, co przyzwyczaiło słuchaczy do dłuższych kazań. Wywnioskowałem z tej wypowiedzi, że jego codzienne, że tak powiem, pastorskie zwiastowanie bywa stanowczo krótsze. A że była to moja pierwsza kaznodziejska wizyta, usługiwałem niestety za długo, ale w takim przypadku następuje dodatkowa odbiorcza mobilizacja. Jedno jest pewne - czas usługi gościa nie może być normą w kościelnej, lokalnej, codziennej praktyce.

I jeszcze jeden wątek. W komunikacji homiletycznej, jak zresztą w każdej, słowa stanowią mniej więcej jedną piątą  przekazu. Pozostałe elementy zawarte są w parajęzyku, o czym doskonale wiesz chociażby ze swych zainteresowań paralingwistycznych. Nie będę o tym szczegółowo pisać, dodam tylko, że zdradza on, to znaczy parajęzyk, nastawienie, nastrój, a przede wszystkim charakter, osobowość mówiącego.

Kiedyś usłyszałem, a może gdzieś przeczytałem, o takim zdarzeniu. Zmarł pewien kaznodzieja, pozostały po nim kazania, które najpierw pisał, a potem wygłaszał, starając się o precyzję słowa, unikanie niepotrzebnych powtórzeń i właściwe ramy czasowe. Na kilku notatkach, na marginesie, pojawiła się glosa: Słabo umotywowane, mów głośno! Ważna jest głośność, tak jak m.in. barwa głosu, ale siła głosu nie może być krzykiem. Gdy o tym myślałem, powstał oksymoron: Krzykliwa monotonia. Wybacz, to tylko jedna kwestia z parajęzyka. I to moja wybiórcza reakcja na Twe cenne sugestie. O miłości trzeba pisać, a przede wszystkim mówić z miłością.

A teraz jubileuszowy wiersz, który w jakimś stopniu nawiązuje do powyższych motywów.

          *
mówił mówił
a o czym mówił
to nie mówił
choć mówił o miłości

mówił długo i niecierpliwie
z buławą niczym królewską
z mocnym uchwytem dłoni
w zbliżeniu głośnym do ust

słuchała
matka z życiem pod sercem
z łapczywym oddechem

słuchał
wdowiec z obwodnicami
z palcem trwogi na pulsie

słuchała
wdowa ze skurczami
wsłuchana w swe emocje

mówił długo i niecierpliwie

mówił o miłości
bez miłości

          *
Wybrana Pani! Teraz zaś proszę Cię, o Pani - nie jakbym pisał Tobie nowe przykazanie, ale to, które mamy od początku - abyśmy się wzajemnie miłowali. A na tym polega miłość, żebyśmy postępowali według Jego przykazań. ( por. 2 J, 5-6).

Pokój Tobie! Celem tego nakazu jest miłość płynąca z czystego serca, prawego sumienia i szczerej wiary. (2Tm 1,5). Tak mówmy o Bogu, który umiłował świat. Mówmy o Nim z miłością, mając miłość z podanego przez Apostoła Pawła źródła!

bp senior Mieczysław