Kiedy najczęstszy i w sumie tragiczny wysłannik donosiciela, nazwisko pojawia się w innych opracowaniach, dał do zrozumienia, że nie mogę być pewny pracy w wyższej uczelni, najpierw potraktowałem to z niedowierzaniem jako przejaw jego megalomanii. Jednak głębsza obserwacja dotychczasowych poczynań mających doprowadzić do usunięcia Aleksandra Rapanowicza ze stanowiska przełożonego, dała asumpt do poszukiwania jakiejś formy zabezpieczenia, wszak ostrze ataku było również na mnie skierowane.
o rezygnacji z dniem 1 stycznia 1973 r. z odpowiedzialności
za pracę wśród młodzieży,
a także z publicznego wygłaszania kazań. Wpływanie na zmianę
mej decyzji „ będę traktował jako ograniczanie wolności osobistej” - dodałem.
Od tego momentu stałem się szarą eminencją i mogłem troszczyć się o Zbór, będąc mniej widoczny.
W dniu 5 stycznia 1973 r. TW Doktór doniósł (pisownia oryginalna), że
Rapanowicz(zielonoświątkowiec) wraz z Fochtmanem, M. Czajko i innymi
zielonoświątkowcami na tajnych zebraniach u Fochtmana przygotowują program
wystąpień szkalujących grupę wyznawców Ew. Chrześcijan, w tym czł. Rady
Zborowej w Szczecinie, Czł. Prezydium Rady Kościoła i prezbitera okręgu
szczecińskiego.
W dniu
27-XII-72 r. czł. rady zborowej i członkowie zboru w Szczecinie napisali skargę
do Prezydium Rady ZKE, w której żądają zdjęcia ze stanowiska Rapanowicza –
przełożonego zboru
w Szczecinie. Skargę tę podpisało 21 członków zboru w
Szczecinie.
W dniu 11-I- 73 r. do Szczecina mają się
udać członkowie Prez. Rady Kościoła, celem rozstrzygnięcia sporu i ewentualnego
zdjęcia z zajmowanego stanowiska Rapanowicza.
Oto mój komentarz w odwrotnej kolejności niż doniesienie.
Będzie on skrótowy, bowiem bardziej szczegółowo napisałem w mej autobiografii i
w drugiej części artykułu Prezbiter
Aleksander Rapanowicz- droga cierpienia, nie znając oczywiście tego
materiału. Zgodnie z zapowiedzią 11 stycznia 1973 r. przybył do Zboru TW Doktór stojący na czele ZKE. Zażądał
spotkania tylko w gronie członków rady zborowej, na którym powiedział, że nie
ma mowy o zmianie przełożonego, przybył bowiem nie po to, by zawieszać lub
wyłączać, lecz przynieść pokój. Dodał jednocześnie, że A. Rapanowicz bezwzględnie
pozostanie przełożonym. Za tydzień podjęta została inna decyzja, a na niej jemu
najbardziej zależało.
Przywołany w doniesieniu list nie był brany pod uwagę w toku
narady, bowiem nie był znany, pojawiały się jedynie jakieś sugestie z tej
dziedziny. Trzeba było trochę czasu, aby dowiedzieć się, kto był autorem i kto
podpisał ten niechrześcijański, pełen zwulgaryzowanych zarzutów list. Swe
podpisy złożyły cztery osoby, a wspomniana lista, jeśli istniała, sporządzona
została - jak przypuszczam- do innych celów. W każdym razie nie zachował się
pełny taki dokument. Warto zauważyć, że został on użyty do uzasadnienia decyzji o zawieszeniu A. Rapanowicza nie tylko jako przełożonego, lecz również jako
duchownego, członka przecież Rady Kościoła. Na marginesie warto dodać, że odnotowany
na początku wysłannik i tym razem został tragiczną postacią, bo odczytał
decyzję o powołaniu innej osoby na p.o. przełożonego, a po sześciu dniach z
nowym aktem pojawił się niedawno wyznaczony prezbiter okręgowy.
I ostatni wątek z donosu. Kilka takich (ale nie tajnych)
spotkań się odbyło w mieszkaniu Ignacego Fochtmana. Ich celem nie było
szkalowanie kogokolwiek, lecz troska o przełożonego atakowanego
w zasadzie
przez jednego ze swych długoletnich współpracowników na zlecenie niektórych
osób
z kierownictwa ZKE. Dowodem na brak konspiracji był udział ówczesnego
skarbnika, który potem odegrał wiodącą rolę w przygotowaniu wzmiankowanego
listu. Prawdziwy obraz tych zdarzeń przedstawił on po kilku latach w rozmowie z
dyrektorem lokalnej administracji
wyznaniowej, a notatka ze spotkania zachowała się w archiwum państwowym.