Wczoraj, gdy już siadałem do pisania listu, niespodziewany telefon z prośbą o natychmiastową wizytę duszpasterską, zmienił całkowicie mój plan. Nie piszę o tym z żalem, bo potrzeby współwyznawców, a szczególnie w solidnie zaawansowanym wieku, muszą być na pierwszym planie. Siadam więc dziś z nadzieją, że żadna niespodzianka tego rodzaju nie zdarzy się w ten pochmurny dzień. A chcę kontynuować – dzięki za zachętę – moje refleksje związane z naszym kościelnym sposobem porozumiewania się, co nazwałem eklezjolektem, swoistą odmianą socjolektu (ten termin w komunikacji językowej nie ma jeszcze zbyt długiej historii).
[ Wiem, że lubisz zdjęcia. Tym razem niech będzie Chicago i obchodzony Dzień Ojca. A na końcu listu – najnowszy wiersz.].
Nie tak dawno w rozmowie telefonicznej (znów telefon) zwrócono mi uwagę, że bardzo często zarówno w powitaniu, jak i w trakcie kazania, karierę robi pewne słowo, o którym za chwilę wspomnę. Poproszony zostałem o opinię w tej sprawie. Już dokładnie nie pamiętam mej spontanicznej odpowiedzi, ale postanowiłem przyjrzeć się zagadnieniu. Oto wybrane przykłady. Ktoś pisze: Hej kościele, a inny dodaje: Hej, hej kościele. Czy to nie piękna niedziela, by uwielbiać Pana? Dotyczy to również języka mówionego. Siedziałem na nabożeństwie w drugim rzędzie krzeseł, a przede mną zajął miejsce wielce wyedukowany kaznodzieja, co z radością podkreślam. Kiedy więc usłyszałem na początku, na rozpoczęcie: Witaj kościele, zareagowałem półgłosem: Z dużej czy małej litery? Usadowiony przede mną, lekko obróciwszy się, odpowiedział: Z dużej litery. I o tym dwa moje spostrzeżenia.
Pierwsze niech ma wymiar historyczny. Na początku prawie wszyscy ewangeliczni, jak ognia unikali słowa Kościół. Istotną rolę odegrały zapewne protestanckie tłumaczenia Pisma Świętego z Apokalipsą św. Jana na czele. Dopiero obecne przekłady konsekwentnie mówią o Kościele. Poza tym to zjawisko widoczne było w nazwach powstających ówcześnie ruchów wyznaniowych. Kościół był zastępowany, że wymienię niektóre, przez zjednoczenie, związek, unię czy wspólnotę, choć ta ostatnia jest w dalszym ciągu żywa. Miały one odróżniać od katolików, akcentować kształtującą się tożsamość, identyfikować. Kiedy więc teraz mamy do czynienia z odwrotną tendencją, żartobliwie mówię, że odrabiamy zaległości, choć nie przypominam sobie powitania: Witaj Zborze. Witani byli bracia i siostry albo w odwrotnej kolejności, a osobiście lubiłem najbardziej, gdy nabożeństwo rozpoczynało się od wersetu Słowa Bożego.
I drugie spostrzeżenie. Jeśli ktoś wita kościół z małej litery, to de facto posługuje się nazwą budynku, bo już od kilkunastu lat ustalone są zasady pisowni słownictwa religijnego. Natomiast Kościół z dużej litery to ogół wiernych, czyli ludzie zgromadzeni w konkretnym budynku. Jest to szczególnie ważne w pisowni, bo w przypadku języka mówionego są możliwości doprecyzowania, jak w moim żartobliwym dialogu z teologiem.
*
prawie codziennie
tam i z powrotem
tym samym brzegiem
a ona wyzwolona
zawsze w jednym kierunku
raz spokojna
niekiedy wzburzona
lecz
nawet przeciwne wiatry i wody
na krótko tylko
pokrywały działkowe ogrody
a ona otoczona
starymi drzewami
nad strumieniami wód
z korzeniami bez tajemnic
lecz
z jednym zmarłym z przesytu
nie pada w objęciach sąsiada
bez szans na swe życie
a ona wyzwolona i otoczona
zawsze w jednym kierunku
szumem swych wód zaprasza
Szczecin, grudzień, 2020 r.
*
Wybrana Pani! Siostro moja! Niech zabrzmi Słowo z Apokalipsy św. Jana: Bądź wierna aż do śmierci, a dam Ci wieniec życia. (2,10).
Pokój Tobie! W tych dziwnych czasach niech Słowo Pana Jezusa będzie źródłem naszego pokoju. Pokój wam zostawiam, Mój pokój wam daję. Nie tak, jak świat daje, Ja wam daję. Niech się nie trwoży wasze serce i niech się nie lęka. (J 14,27).
bp senior Mieczysław