Przejdę teraz do dwóch refleksji z tego
miesiąca. W Wielki Piątek, po raz pierwszy w moim długim życiu i posługiwaniu,
prowadziłem Wieczerzę Pańską, w której uczestniczyły… dwie osoby, to znaczy,
Danusia i ja. Kilka słów wprowadzenia, byś miała w miarę plastyczny obraz. Choć
policka wspólnota pod przywództwem p.o. pastora gromadzi się w wąskim gronie (w
zgodzie z unormowaniami państwowymi), zaproponowałem tym, którzy pozostają w
domach wspólne czytanie podanych fragmentów Słowa i o ustalonej porze
wspólnotową, duchową więź poprzez sprawowanie i udział w Wieczerzy Pańskiej.
Nie mam jeszcze pełnej relacji z tego wydarzenia, zatem powiem o tym, co
przeżyłem sam w naszym dwuosobowym
gronie. Powiem krótko. Było to poruszające duchowe przeżycie, którego do
tej pory nigdy nie doświadczyłem! Kropka! Bo słowa opisu mogłyby ogołocić te
wyjątkowe doznania.
Przed tymi świętami po raz pierwszy od
wielu lat nie wysyłałem tradycyjnych kartek. W dziesięcioosobowym gronie mych
adresatów są Maria Suska z Krakowa, wdowa, żona mego chrzciciela Mieczysława, i
Józef Bałuczyński z Eugenią, swą małżonką. Prezbiter senior Józef ukończył w
lutym 102 lata. Zatelefonował do mnie pod koniec Wielkiego Tygodnia i złożył
takie świadectwo: Na początku lutego odczuwałem, że opuszczają mnie już siły. Leżąc w
łóżku w pewien poranek, nie mogłem poruszyć ani nogami, ani rękami. Od razu
pojawiły się wspomnienia z II wojny światowej, gdy w Krakowie znalazłem się w
szpitalu i umieszczony zostałem w sali wraz z dwoma mężczyznami chorymi na
tyfus. Lekarz każdego poranku igłą wbijaną w stopy sprawdzał ich stan. Gdy nie
odczuwali bólu, znaczyło, że umierają. Od tego momentu miałem przekonanie, że
śmierć przychodzi od rąk i nóg. W tej porannej sytuacji, bez paniki, tak
normalnie, zacząłem się modlić: Panie Boże, wiesz, że moim pragnieniem jest,
aby na moim pogrzebie usługiwali biskup Mieczysław i prezbiter Dawid Kulinicz,
a teraz jest tak zimno i deszczowo, więc nie wiem, czy oni przyjadą. Proszę,
niech odejdę przy lepszej pogodzie. Po modlitwie od razu przekonałem się, że
życie wraca do moich rąk i nóg, że wracam do życia.
Kilka słów komentarza. Może komuś się wydawać, a do tego
grona Ty nie należysz, że jest to dość dziwna modlitwa. Jeżeli ktoś zna jego
książkę Nie bój się, tylko wierz, to
mając liczne przykłady Bożego prowadzenia w trudnych latach
II wojny światowej, zupełnie inaczej spojrzy na przytoczone świadectwo. A w
przypadku zaproszenia do wspomnianej posługi (a o tym wiem od wielu lat),
zawsze dodaję, że nikt z nas nie wie, kto pierwszy odejdzie do wieczności.
Zakończyliśmy naszą rozmowę na wesoło, zachęciłem go, by się modlił o
przedłużenie życia, bo w okresie pandemii przy grobie może znaleźć się tylko pięć
osób.
Wybrana Pani! Przeczytaj, proszę, całą
perykopę Listu św. Jakuba (4,13-17), która i swym tytułem ostrzega przed
pychą. Jesteśmy zależni od Boga – nie jest to ograniczenie, lecz radosna
afiliacja.
Pokój Tobie! A skoro piszę ten list w
okresie pandemii, który po raz pierwszy przeżywamy, załączam zdjęcie i niech
cząstka humoru stanie się Twym udziałem.
bp senior Mieczysław