23 grudnia 2019

Listy do Wybranej Pani - List Dziewięćdziesiąty Drugi

Oto ostatnia odsłona zapowiadanego tryptyku. Jutro, w Wigilię, o godz. 13.05 minie 50 lat od  odejścia do wieczności WŁADYSŁAWA CZAJKO, naszego Taty, pastora (przełożonego, jak wtedy mówiono) Zboru w Bukowcu (przedtem Zofiowo, dziś Trzcianka – zmieniała się tylko siedziba).  Choć można było spodziewać się zaśnięcia, sam moment nas zaskoczył, bo okres świąteczny nie sprzyjał  załatwieniu wszystkich  formalności. Zgodnie z Jego i naszym życzeniem miał być pochowany na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie. Dzięki przychylności wielu ludzi udało się pokonać wszystkie przeszkody (np. akt zgonu został dostarczony po pochówku z zapewnieniem z naszej strony, że nastąpi to do końca roku). I tak pogrzeb mógł się odbyć już 27 grudnia 1969 roku z posługą prezb. Aleksandra Rapanowicza (kaplica cmentarna) i prezb. Sergiusza Waszkiewicza (nad grobem). A skoro ostatnio trochę pisałem o moich wywiadach, to pragnę przypomnieć, że prezb. Sergiusz był tym sługą, który przyniósł Ewangelię do naszego domu i on też zamieścił kronikarskie wspomnienie o Tacie na łamach m. Chrześcijanin (1970, nr 3, s. 16).


Jakie fakty i refleksje są ciągle żywe po półwieczu od tamtego momentu?  Wspomnę tylko o trzech. Chciałbym najpierw napisać, że był wyjątkowo zdolnym człowiekiem, choć czasy jego młodości nie sprzyjały zdobyciu potrzebnego wykształcenia. W mej książce, jak zapewne pamiętasz, napisałem o skutecznym  zmaganiu się z zadaniem matematycznym, z którym nie mogła sobie poradzić córka, wówczas uczennica liceum, moja siostra. Dodam też, iż do dziś widzę radosną, pełną fascynacji twarz, gdy wracał z wywiadówek, bo one potwierdzały powszechną opinię w środowiska o tym, że dzieci Władysława bardzo dobrze się uczą. Do tego nas wszystkich zachęcał i przeżywał z tego powodu ogromną euforię.

Prezb. Sergiusz Waszkiewicz, autor  wskazanego wspomnienia, napisał, że duchowe życie Taty przez kilkadziesiąt lat płynęło spokojnie, bez jakichkolwiek duchowych usterek. Mam pewność, że dzięki łasce Bożej miał zdolność trzeźwego duchowego myślenia i rozeznawania. Dotyczyło to zarówno posługi w początkowym okresie przebudzenia duchowego w nowogródzkiej krainie, jak i potem na ziemiach zachodnich. Gdy niekiedy pojawiały się nietrzeźwe koncepcje ze strony sezonowych bohaterów wiary, zawsze z braćmi znajdował dobre rozwiązanie. Miał też właściwie pojętą skromność. Na pewnym międzyzborowym  nabożeństwie w Poznaniu, gdy proszono go o usługę, z satysfakcją podziękował i dodał, że nie musi tego czynić, bo są lepsi i wskazał na młodych kaznodziejów, a w tym gronie miał  dwóch swych synów, czyli Edwarda, wtedy już absolwenta teologii, i mnie, jeszcze studenta, który poczynił wtedy pierwsze kroki na drodze do napisania pracy magisterskiej z teorii literatury. Kiedy to sfinalizowałem po kilku miesiącach od Jego śmierci, umieściłem w niej dedykację: Pamięci Ojca, któremu nie dane było tej pracy przeczytać.

Gdy dzisiaj mam więcej lat niż Tata w chwili odejścia, najbardziej podziwiam go za umiejętność daną z góry, a co do tego nie mam żadnych wątpliwości, by zafascynować mnie Chrystusem Panem zarówno do chwili mojego nawrócenia, które nastąpiło na pierwszym roku studiów, jak i potem, choć nigdy przedtem nie miałem problemów z uczestniczeniem w nie tylko młodzieżowych nabożeństwach. Zawsze był delikatny, nigdy nie narzucał swego zdania, do niczego nie przymuszał, modlił się, by we mnie pojawiło się autentyczne zainteresowanie, osobiste doświadczenie. Jeśli już nie pamiętasz tej sceny z mej autobiografii, proszę, byś ją sobie odświeżyła, bo to wspaniała egzemplifikacja takiej postawy. Na wakacje, po drugiej klasie szkoły średniej, przyjechałem do domu. Byłem na nabożeństwie, a potem znalazłem się razem z kolegami z podstawówki pod gospodą, którą później nazwałem centrum kulturalnym miejscowości. Tata odwiedził jedną chorą zborowniczkę, i gdy wracał, zobaczył mnie w tym miejscu. Nie zatrzymał się, spojrzał tylko i pojechał dalej. Wróciłem niespokojny do domu, szybko bez kolacji poszedłem spać, a Tata w następnych dniach nie wspomniał ani słowem o naszym spotkaniu. Dopiero później, przy zupełnie innym temacie ni stąd, ni zowąd rzekł bez komentarza: Widziałem, jak przed gospodą głosiłeś Ewangelię. Te słowa, ta sytuacja, taka reakcja Taty pozostała w mych wspomnieniach jako dowód owego właściwego podejścia. Dlatego też później w mej posłudze byłem pełen niepokoju, gdy spotykałem osoby, a spotykałem, które były radykalne w podejściu do swych dzieci w tych kwestiach, co przeważnie przynosiło negatywne efekty.

Wybrana Pani! Przypomnijmy sobie Słowo z Apokalipsy (14,13): Błogosławieni sąd odtąd umarli, którzy w Panu umierają. Zaprawdę, mówi Duch, odpoczną po pracach swoich; uczynki ich bowiem idą za nimi.

Pokój Tobie! A skoro przed nami świąteczne dni, niech zabrzmi Słowo z Księgi Izajasza (9, 5): Albowiem dziecię narodziło się nam, syn jest nam dany i spocznie władza na jego ramieniu, i nazwą go: Cudowny Doradca, Bóg Mocny, Ojciec Odwieczny, Książę
Pokoju.

bp senior Mieczysław