25 września 2019

Listy do Wybranej Pani - List Osiemdziesiąty Czwarty

Raz jeszcze z ogromną wdzięcznością dziękuję za wzruszającą ofiarę na Dom Modlitwy w Policach. Prace jeszcze trwają, mam oczywiście na myśli ten zakres, o którym pisaliśmy, gdy prosiliśmy o datek. Kiedy ten etap zakończymy, pojawi się relacja fotograficzna na stronie zborowej. Dziś natomiast chcę przypomnieć list z ubiegłego roku, który napisałem bezpośrednio po chrzcie wiary 86. letniego mężczyzny, a był nim Eugeniusz Dziemiańczyk, którego rodzice nawrócili się na początku lat trzydziestych ubiegłego wieku w Kuźmiczach niedaleko Nowogródka, czyli na terenach wschodnich przedwojennej Polski, a potem zamieszkali w Krępsku koło Człuchowa. Dane mi było zapoznać się z rękopisem okraszonym wierszami o przebiegu jego życia i wtedy powstała myśl o przygotowaniu biografii. W tym tygodniu pracę zakończyłem i uruchamiam kolejne etapy (korekta, projekt okładki, skład), by możliwie jak najszybciej ukazała się książka. Zamieszczam trzy urywki, by wzmocnić Twe oczekiwanie na tę pozycję.

Dwa pierwsze fragmenty związane są z jego pracą inspektora w szczecińskim oddziale Zjednoczenia Państwowych Gospodarstw Rolnych, jak przystało na absolwenta z 1961 roku, magistra inżyniera po Wyższej Szkole Rolniczej w Szczecinie. Pierwszy porusza serce, drugi usta, bo zachęca do śmiechu, a trzeci do wdzięczności za łaskę nawrócenia.

                                                                           1

Muszę jednak o jednym zdarzeniu opowiedzieć, bo w nim nie kierowałem się prawem, lecz sumieniem. Miało ono miejsce w PGR-e Kulice. Było wówczas zalecenie, aby zlikwidować prywatne krowy u pracowników, a w zamian dawać im deputat mleka. Zdaje się, że rodzinie miały przysługiwać 2 litry. Pamiętam doskonale, jak wszedłem do bardzo zaniedbanego mieszkania. Mieszkał w nim tylko schorowany z wyglądu starszy człowiek z małą dziewczynką. Zmarła mu żona, a potem córka, pozostawiając małą wnuczkę. Opowiedział mi wtedy, że ta ostatnia prywatna krowa w pegerze daje im całe utrzymanie. Karmi tę, dodał, małą sierotkę. Zrobiło mi się ich po prostu żal. W notatce pokontrolnej napisałem, że krowę zlikwidowano, a ona jeszcze przez jakichś czas ich żywiła. Przejeżdżając samochodem, wielokrotnie widziałem jak ten staruszek z wnuczką pasł tę niby zlikwidowaną krowę po rowach pobliskiej drogi. Oto moje inspektorskie przewinienie, z którego jestem po prostu dumny.
                                                                2

To może o moim pierwszym i jak do tej pory ostatnim locie samolotem. Kontrolowałem Kombinat Łąkarski z siedzibą w Goleniowie, którego zastępcą dyrektora był mój kolega, też Mieczysław. Po kontroli zachciało mi się flaczków i kolega zaproponował, byśmy udali się na lotnisko, bo tam w barze zawsze była ta potrawa. Pech chciał, że tym razem było inaczej. W tej sytuacji się zamyślił i poprosił o chwilę cierpliwości, a sam udał się w nieznane mi miejsce. Wrócił dość szybko i ożywiony powiedział, że lecimy na flaczki do Warszawy. Myślałem, iż żartuje, a on wręcz zaciągnął mnie do samolotu. Pilotem, co później się okazało, był jego dobry kolega i tak bez biletu dotarliśmy na lotnisko w stolicy. Pech i tym razem sprawił, że w lotniskowej restauracji też nie było flaczków.  Pojawiły się dodatkowe trudności z powrotem, bo lotnisko zasłoniła mgła,  uniemożliwiając start. Okazało się też, że kolega chorował na cukrzycę i nie miał przy sobie insuliny. Mieliśmy przygnębione miny, a ja czekałem, żeby jak najszybciej dotknąć nogami ziemi w Goleniowie. Wracaliśmy też na gapę. Potem wielokrotnie wspominaliśmy nie zjedzone flaczki w Warszawie, mimo że podróż nie kosztowała nas ani złotówki. Kolega imponował mi swą fantazją i nie tylko z tego powodu to zdarzenie zapamiętałem.

                                                                           3

W następną niedzielę, to jest 25 marca 2018 roku, znowu poprosiłem o wstawienniczą modlitwę, by Bóg przebaczył mi wszystkie moje grzechy i dał możliwość powrotu do Kościoła, do dzieci Bożych. Była ona gorąca i odczułem jak dawniej ciepłe uniesienie i obecność Ducha Świętego. Pastor w trakcie modlitwy miał również widzenie od Boga, bo chyba tak to można nazwać. W jego pamięci pojawiła się znana z Ewangelii rozmowa Pana Jezusa z jawnogrzesznicą. Słowa, które ona usłyszała, zostały skierowane do mnie: - Idź, i od tej chwili nie grzesz więcej.  Napełnił mnie Duch Święty, Duch łaski i radości. Dziękowałem Bogu za dotychczasowe ocalenia, a przede wszystkim za przebaczenie wszystkich grzechów.

I tym razem będzie zdjęcie. Na fotografii Eugeniusz Dziemiańczyk w moim domu po kolejnym roboczym spotkaniu. Przy okazji dodam, że w ubiegłym roku pokonał 5 kilometrów w Ekumenicznym Biegu Charytatywnym w Szczecinie.


Wybrana Pani! Dziękujmy Bogu w Trójcy Jedynemu, że dana nam została łaska, byśmy znali od dzieciństwa Pisma, które obdarzyły nas mądrością ku zbawieniu i to już w naszej młodości, jak pisze Apostoł do swego syna w wierze. ( por. 2Tm 3,15).

Pokój Tobie! Bądźmy wdzięczni Chrystusowi Panu za to, że objawiła się łaska Boża , zbawienna dla wszystkich ludzi ( por. Tt 2,11)  niezależnie od wieku.  Również  w ostatniej godzinie najmu – jak pisze Eugeniusz w jednym ze swoich wierszy, które ukażą się w książce.

bp senior Mieczysław