15 czerwca 2019

Listy do Wybranej Pani - List Siedemdziesiąty Piąty

Ku również Twej uciesze zamykamy temat, który pojawiał się w kilku naszych ostatnich listach. Choć o tym nie piszesz bezpośrednio, nasz dialog pomógł Ci przezwyciężyć przekonanie (stan), że jesteś wypychana ze wspólnoty, w której spędziłaś sporo czasu, a ujmując bardziej konkretnie, kilkadziesiąt lat (bez żadnej sugestii z mej strony odnośnie do wieku). Nie chcesz bowiem się zwijać, lecz rozwijać, słusznie sadząc, że trudności ku temu wyjątkowo sprzyjają. Apostoł Paweł pytał samego siebie, pyta każdego z nas: Kto nas odłączy od miłości Chrystusa? A w drugim zdaniu pytającym dodaje: Czy utrapienie, ucisk, prześladowanie, głód, nagość, niebezpieczeństwo lub miecz? Po tej wyliczance, a to znak nie tylko tamtych czasów, oznajmia : Ale w tym wszystkim w pełni zwyciężamy przez Tego, który nas umiłował. (Rz 8,35 i 37 – BE).

Dziś o dwóch spotkaniach. Mniej więcej dwa lata temu przy dworcu kolejowym w mej dzielnicy spotkałem znaną mi zakonnicę  z tych niebieskich, jak to kiedyś określiłem. Szła zamyślona, skupiona, wpatrzona w posadzkę przed swoimi stopami. Nim po chrześcijańsku pozdrowiłem, zachęciłem, by spojrzała na człowieka i w tym momencie miałem siebie na myśli. Rozradowały się nasze twarze, zajaśniały oczy. To preludium, a teraz przechodzę do pierwszego, zapowiedzianego spotkania.  Łatwiej jest kogoś zachęcić, trudniej niekiedy samemu o tym pamiętać. W tygodniu przez szybę auta zauważyłem nieznaną mi parę, która trochę rozglądając się zbliżała się do kościoła. Nie było miejsca na parkingu i zablokowałem stojący przede mną samochód. A że przy drzwiach wejściowych pojawił się nasz kościelny, wpatrzony zapytałem, czy jest to pojazd kogoś z kościelnego grona. Usłyszałem potwierdzenie i spokojnie zająłem miejsce w kościele. Po kilku minutach podeszła do mnie wspomniana para i gdy spojrzałem w jej twarz i oczy od razu wiedziałem, że to któraś z Modzelewskich, choć wydawało mi się, że to Barbara, bo Ewa w moich studenckich czasach była bardzo młodziutka. Ewa przedstawiła swego męża, z którym spotkałem się po raz pierwszy, bo studiował we Wrocławiu dużo później, choć na początku wziąłem go za męża Barbary. Od kilkudziesięciu lat mieszkają w Kanadzie. Odwiozłem ich do hotelu i w dniu następnym spotkaliśmy się na kawie i snuliśmy nasze wspomnienia. Pojawiła się w naszych rozmowach jej Mama, nazwałem ją bohaterką, bo samotnie wychowała czworo dzieci, pogadaliśmy o Teresie (vide moja autobiografia), Barbarze i o Ziutku, który był moim następcą w pracy młodzieżowej w Zborze na Miłej. Piszę o tym również i dlatego, że to nasi wspólni znajomi. Gdybym więc nie wpatrywał się w miejsce parkingowe, lecz w ich oczy, powitałbym ich w naszej wspólnocie. A gdyby oni nie podeszli, nie mógłbym sobie darować, gdybym później dowiedział się o ich wizycie. A tak przy okazji, bo to znak naszych czasów, są oni, mieszkańcy Vancouver, właścicielami dwuhektarowej działki rolnej w okolicach naszego miasta. Chcą się jej pozbyć, więc na ich prośbę umożliwiłem  kontakt z osobą z Kościoła, która profesjonalnie taką działalnością się zajmuje.

Zostałem zaproszony przez JM Rektora i Senat Uniwersytetu Szczecińskiego, to drugie anonsowane na początku spotkanie, na uroczystość nadania tytułu Doktora Honoris Causa redaktorowi Zbigniewowi Nosowskiemu, redaktorowi naczelnemu Więzi. Nie będą wymieniał wszystkich  pozostałych i rozlicznych aktywności, w tym także ekumenicznych (np. zjazdy gnieźnieńskie, jeden z moim udziałem). Te informacje znajdziesz w Internecie wraz z relacją z tej podniosłej uroczystości. Powiem tylko, że warto było zasiąść w tym gronie jako oficjalny gość, by usłyszeć chociażby taką ilustrację Doktora Honoris Causa Uniwersytetu Szczecińskiego w jego końcowym wykładzie:

No właśnie: jak brzmi człowiek? Najpierw powiem o człowieku z wizytówki. Otrzymałem kiedyś najdziwniejszą w moim życiu, a zarazem najwięcej dającą do myślenia i najsmutniejszą wizytówkę. Dawno temu przyszedł do redakcji „Więzi” pewien młody student, z propozycją artykułu do publikacji. Jego akcent wyraźnie wskazywał, że chłopak został wychowany na warszawskiej Pradze. Ale wyglądał inaczej niż chłopaki z Pragi. Był mulatem. Na koniec interesującej rozmowy wręczył mi wizytówkę. Rzuciłem na nią okiem i zbaraniałem. Postanowiłem jednak błyskawicznie, że nie dam po sobie nic poznać. Na wizytówce wypisane były bowiem imię, nazwisko i numer telefonu mojego rozmówcy oraz dodatkowo jedno słowo: „Człowiek”.

Cieszę się, że poprzednie zdjęcie się Tobie podobało. Zamieszczam kolejne  z tej samej uroczystości. Po nabożeństwie Słowa przesiedliśmy na jacht i zrobiliśmy rundę wzdłuż nabrzeży. Tym bardziej chętnie to czynię, bo trwają w mym mieście Dni Morza.



Wybrana Pani! Apostoł Paweł pisze: My zaś, bracia, odłączeni od was na jakiś czas ciałem, lecz bynajmniej nie sercem, z tym większym pragnieniem staraliśmy się ujrzeć wasze oblicze.(1Ts 2,17). Patrzmy na oblicze, na twarz, na oczy albo w oczy.

Pokój Tobie! Niech Słowo, to ziarno z podobieństwa o siewcy, pada na dobrą ziemię, by przyniosło owoc. (por. Mt 13, 23). Tego życzę i Tobie, i sobie!

bp senior Mieczysław