Nie
zawiodłem się i tym razem. Trzeci, ostatni akapit ostatniego listu, z tych
merytorycznych, jeśli można tak powiedzieć, zrobił na Tobie największe
wrażenie. Okazuje się, że identyczna była reakcja Twych znajomych -
przyjaciółek i przyjaciół. Nie moja to zasługa, bo zupełnie przypadkowo
natknąłem się na wpis wymienionego z imienia, nazwiska i urzędu autora. Wiem,
że liczne grono (sam do niego należę) usiłowało ustalić, w jakim to Zborze i
jakiego Kościoła zdarzyło się opisane „studium”. Niektórzy z nas jak prywatni
detektywi wręcz prześledzili trasę od południowo wschodnich krańców naszego
kraju aż po Pomorze Zachodnie, czyli od obszaru ostatniego pobytu aż po miejsce
zamieszkania autora. Nie znam wyników tych poszukiwań i oto nie zabiegam,
bowiem interesuje mnie to zjawisko oraz wdzięczność za wstęp do anonsowanych
refleksji. Wybacz (chyba za często to słowo się pojawia), ale i dziś nie będzie
o nich mowa.
W przeddzień 1. sierpnia, co podkreślam nie
bez przyczyny, wysłałem zwięzłe opracowanie do Muzeum Historii Żydów Polskich
POLIN w Warszawie. Muszę jednak rozpocząć od początku. Kiedy byłem wraz z
Małżonką na ordynacji Szczepana, naszego syna - o czym Ci z satysfakcją pisałem
- wybrałem się po raz pierwszy do wymienionego muzeum. Wywarło ono na mnie
ogromne wrażenie, również i dlatego, że od kilku lat odrabiam zaległości z tego
zakresu, bo w jakimś stopniu Żydzi wpisani są w moją historię. Po zakończeniu
spotkałem się
ze specjalistką ds.
projektu
Polscy Sprawiedliwi -
Przywracanie Pamięci. Zachęcony zostałem do spisania mej relacji. Choć od
końca marca upłynęło sporo czasu, mogłem się wreszcie wywiązać ze wstępnego
zobowiązania. Interesuje mnie Elo, którego moi rodzice przechowywali przez
zimę, gdy uciekł z transportu i dotarł do nich z odmrożonymi stopami. Nie muszę Ci podawać szczegółów, bo są one rozsiane w mej
autobiografii, którą dobrze znasz. Znasz też dwa moje wiersze poświęcone Elo, a
w zasadzie mej tęsknocie za poznaniem jego dalszych
losów. Mam nadzieję, że muzeum, korzystając ze
swych możliwości, pomoże odnaleźć jego potomków, bo mam intuicyjne
przeświadczenie o jego przetrwaniu Holocaustu.
A dziś zupełnie przypadkowo, niech
błogosławione będą takie przypadki, dowiedziałem się o 75. rocznicy heroicznego
buntu w obozie zagłady w Treblince, gdzie zagazowano Getto warszawskie i mieszkańców
gmin żydowskich w całego naszego kraju oraz z zachodniej i południowej Europy. Monika
Kwiecień, Czcigodna Autorka, a to znak szacunku, zamieszcza też wiersz
Władysława Szlengiela, poety getta. Przykro mi bardzo, ale nie znam tego poety
(dziękuję za inspirację) ani tego utworu. Poruszony do głębi, a znając też Twą
wrażliwość, postanowiłem po prostu ten wiersz zamieścić.
Mała stacja Treblinki
Na szlaku Tłuszcz-Warszawa,
z dworca Warschau-Ost
wyjeżdża się szynami
i jedzie się na wprost...
I podróż trwa czasami
pięć godzin i trzy ćwierci,
a czasami trwa ta jazda
całe życie aż do śmierci...
A stacja jest maleńka
i rosną trzy choinki,
i napis jest zwyczajny:
tu stacja Treblinki.
I nie ma nawet kasy
ani bagażowego,
za milion nie dostaniesz
biletu powrotnego...
Nie czeka nikt na stacji
i nikt nie macha chustką,
i cisza tylko wisi,
i wita głuchą pustką.
I milczy słup stacyjny,
i milczą trzy choinki,
i milczy czarny napis,
że... stacja Treblinki.
I tylko wisi z dawna
(reklama w każdym razie)
zniszczony stary napis:
„Gotujcie na gazie”.
Wybrana
Pani! Dziękujmy Wszechmogącemu, że nasze pokolenie nie przeżyło, jak dotąd,
jakichś pożóg wojennych. Tej łaski pozbawieni byli nasi Rodzice, a mimo to byli
wierni aż do śmierci z pewnością
otrzymania korony życia. (por. Ap 2,10).
Pokój
Tobie!
Sam zaś Pan pokoju niech Cię
obdarza pokojem zawsze i na wszelki sposób. (por. 2 Ts,3,16).
bp senior Mieczysław