26 lipca 2018

Listy do Wybranej Pani - List Czterdziesty Piąty

Nie spodziewałem się, że poprosisz o opisanie zdjęcia członków Komitetu Krajowego Towarzystwa Biblijnego, które dość dawno pojawiło się w naszej korespondencji. Chcesz, bym i tę fotografię potraktował identycznie ze zdjęciem członków Prezydium. Wynika ona zTwego przypuszczenia, iż jeszcze jedną osobę z tego grona znasz z młodości, a dokładniej - z kursów młodzieżowych, bo tak wówczas nazywaliśmy tę aktywność przede wszystkim w okresie letnich wakacji. Oczekujesz też na kolejne refleksje związane z jubileuszem naszej kościelnej wyższej uczelni, a także chcesz poznać moją opinię o długości kazań ze szczególnym uwzględnieniem naszej kościelnej praktyki, sugerując jednocześnie swe przekonanie o ich przegadaniu. Zapisuję w pamięci Twe prośby, ale dziś o nich ani słowa.
Już nie pamiętam, czy zdradziłem Ci tajemnicę o mobilizowaniu jednego z moich kolegów w służbie do napisania książki autobiograficznej, co napotyka z jego strony na liczne opory, czy też wręcz okresowe zniechęcenia. Jeśli idzie o moją pomoc, powinien poczuć się zagrożony, ponieważ od pewnego czasu analizuję obszerny rękopis, który do mnie dotarł z pytaniem, co z tym materiałem można zrobić, by nie uległ zniszczeniu. I teraz o tym od początku, lecz krótko, wybiórczo i bardzo osobiście.

W pierwszą niedzielę lipca przyjął chrzest wiary m.in. Eugeniusz Dziemiańczyk, mężczyzna, który ukończył 86 lat, autor zasygnalizowanego rękopisu (prawie 500 stron formatu A4). Znałem go praktycznie od dzieciństwa, ale tylko z opowieści moich rodziców, a szczególnie sióstr z Janką na czele. W mej pamięci wryła się ofiarowana siostrze fotografia młodego, przystojnego chłopaka w zamyśleniu poetyckim z palcem przy policzku. Wiedziałem też, że miał wręcz wrodzoną zdolność rymowania, na wzór kogoś spod Nowogródka - jak piszę w mej książce - który zawsze publicznie modlił się wierszem, choć zdaje się był niepiśmienny. Marysia, moja młodsza siostra, to znaczy, młodsza od Janki, do tej pory z pamięci recytuje wiersz, który Eugeniusz przesłał w liście Jance. Nie wiem oczywiście, czy na innych panienkach wraz z późniejszą małżonką nie starał się  wywrzeć wrażenia tym utworem. Tekst ten na zawołanie przytaczała Janka, póki z powodu choroby nie straciła pamięci. Ich korespondencyjne relacje oraz ich zakończenie wymaga dodatkowej opowieści, ale o tym ewentualnie przy innej okazji. We wspomnianym rękopisie mogłem zobaczyć właśnie ten wiersz z 1957 roku:

Dziewczyna jak owoc
Mam apetyt na owoce, kiedy jest ich brak
Lecz w dostatku nawet drogie -
Tracą prędko smak.
    Cierpki smak niektóre mają,
    Choć na słodkie wyglądają…

Teraz mogłem się przekonać, że każde większe wydarzenie z jego długiego przecież życia jest jakby dodatkowo okraszone utworem wierszowanym. Szkoda, że nie znalazł się nikt, kto mógłby pokierować jego rozwojem pod tym względem, chociażby poprzez umożliwienie zapoznawania się z różnymi sposobami poetyckiego obrazowania.

Pod koniec mojego pasterzowania w Betanii dowiedziałem się od Jolanty Kmieć z d. Hajdukiewicz (odpowiedzialnej nieformalnie za nowe osoby), że na nabożeństwa przychodzi Eugeniusz, choć jego nazwisko często było mylone ze znanym redaktorem telewizyjnym. Nie byłem w stanie w pełni go zidentyfikować, więc w ogłoszeniach powiedziałem, że z radością się dowiedziałem, iż często z nami jest bliska mi osoba, bo nasi rodzice nawrócili się w tym samym czasie w Kuźmiczach koło Nowogródka. Prosiłem o kontakt, do którego nie doszło. Nie wiem, czy Eugeniusz był wtedy na nabożeństwie. Teraz wiem, że wcześniej nawiązał kontakt z Edwardem, moim bratem a jego rówieśnikiem, który wysyłał mu swe książki oraz kościelny miesięcznik. W swym świadectwie przed chrztem, a miał tekst napisany, o tym kontakcie powiedział: Jego służba na Niwie Pańskiej i publikacje duchowo religijnej treści jeszcze bardziej obnażyły mój stan. Ale zmobilizowały do szukania drogi do Boga w modlitwie.
Upamiętnił to oczywiście w wierszu:

O, Boże mój
W pośpiechu i nawale ludzkich spraw
Boże dopomóż, od grzechów zbaw.
Niech Jezu promyk łaski Twej
Oświetla drogę pielgrzymki mej.
Daj siły, Boże, zgromadzić plon
Bym mógł go zanieść przed Twój tron.

Dzięki Bogu, że tak się stało. Pomijam inne wątki, które wręcz ujmują za serce, gdy czytam chociażby o tym, jak opuszczał Krępsk koło Człuchowa, by rozpocząć edukację niekiedy bez złotówki w kieszeni aż po tytuł magistra inżyniera. Trzeba koniecznie dodać, iż szkołę podstawową rozpoczynał w wieku, w którym w zasadzie ją się kończy (skutki II wojny światowej i opuszczenia rodzinnych stron). W tych wszystkich trudnościach towarzyszyła zachęta ze strony wierzących rodziców, a szczególnie Matki, która zawsze modliła się, by zachował jej syna i nie dał zginąć w tym świecie. Po chrzcie, kiedy poprosiłem, by usiadł przy mnie, powiedział, że szkoda mu lat, które zmarnował, gdy idzie o relacje z Bogiem. Zachęciłem, by o przeszłości już nie myślał, lecz skoncentrował się na tym, co przed nim. Pracuje teraz nad ostatnim rozdziałem swego rękopisu, który zatytułował: Moja droga do Boga.

Wybrana Pani! Mam nadzieję, że te dwa wątki z zasygnalizowanego rękopisu przyniosą Tobie, Matce, błogosławieństwo.

Pokój Tobie! Zakończę refrenem pieśni 836 ze Śpiewnika Pielgrzyma: Błagalne modły Jej, Płynące z duszy cnej, Sprawiły Jezu, żem na wieki Twój. Oglądać w niebie dasz Jej ukochaną twarz - O, powiedz mej Mateczce, żem jest Twój!

bp senior Mieczysław