Już na początku moje przeprosiny. Dziękując za ostatni list,
nie odniosę się do niego teraz, ale uroczyście obiecuję, że Twe cenne
spostrzeżenia nie pozostaną bez odpowiedzi. Uczynię to zapewne wkrótce, jeśli
nie nastąpi, tak jak dziś, szczególne poruszenie serca. Czynię to bez
wątpliwości, że moje doznanie stanie się również Twym udziałem. Skąd ta
pewność? Mamy bowiem za sobą ten sam
okres nie tylko wakacyjnych zjazdów młodzieżowych, co też znalazło odbicie we
wcześniejszej naszej korespondencji.
Dzisiaj bowiem odbyła się uroczystość dziękczynna za
kilkudziesięcioletnią posługę prezb. Stefana Archutowskiego, znanego wtedy
bardziej pod imieniem Jurek, który z końcem ubiegłego roku złożył swój urząd
pastora pomocniczego, pozostając w dalszym ciągu do dyspozycji kaznodziejskiej.
Okolicznościowe podziękowanie wygłosili: bp Marek Kamiński, zwierzchnik naszego
Kościoła, który miał też główne kazanie, prezb. Stanisław Cieślar, prezbiter
okręgowy zachodnio-wielkopolski oraz prezb. Henryk Kowaliński, pastor „Betezdy” Szczecin. Wcześniej poproszony zostałem przez
prezb. Dominika Jaworskiego, pastora naszej „ Betanii”, o wygłoszenie laudacji
z tej okazji. Postanowiłem nie streszczać mej wypowiedzi, lecz umieścić ją w
liście. Powtórzę, mam pewność, że wrócą Twe wspomnienia z tamtych czasów -
nastolatko, miła uczestniczko ówczesnych wydarzeń.
*
Mam wygłosić laudację o prezb. Stefanie Archutowskim
w czasie tej dziękczynnej uroczystości. To zadanie przyjąłem z radością, bo
łączy nas długi okres znajomości i
przyjaźni, a także trzydzieści cztery lata współpracy w odpowiedzialności za
zbór wraz z gronem współbraci rady starszych, które z różnych powodów
nieznacznie się zmieniało( nowe powołania, wyjazdy za granicę, wysłanie do
samodzielnej posługi, rezygnacje bez powodu i z powodu), ale trzon pastorski
pozostawał ten sam. Jedyna trudność tej czynności to krótki czas przeznaczony
na tę mowę pochwalną, bo taki charakter ma właśnie laudacja.
Z konieczności
więc będzie to subiektywny wybór prawd, by nie przekroczyć wyznaczonej cezury.
Dodam tylko w tym wstępie, że gdy ta kwestia została mi powierzona, od razu
pojawił się w mej pamięci tytuł utworu ojca literatury polskiej a zarazem
teologa ewangelickiego, a dokładniej kalwińskiego. Ale o tym za chwilę.
Nasza
znajomość rozpoczęła się w czasach studenckich, bo różnica wieku jest
nieznaczna, choć od dawna uchodził za młodego pastora, a ja za starego.
Studiował teologię, co wówczas, tzn. na przełomie lat 60 i 70, było wyjątkowe, bo poprzedzone solidnym
nawróceniem i mocną świadomością powołania. Można było wtedy i dziś potwierdzić, że nie miał wakacji, bo spędzał ten
czas na kursach młodzieżowych, jak wtedy mawiano. Znam przynajmniej jedną osobę
w naszym zborowym gronie, która do tej pory przechowuje notatki z jego wykładów
w Gdańsku. Zresztą można to traktować jako życiowe preludium. Kiedyś w
refleksyjnym zamyśleniu, bez dozy żalu, powiedział, że „ nigdy nie miał wolnej
niedzieli”, co nie znaczy, iż pozostałe dni nie były zajęte, bo jako urzędnik
państwowy na kierowniczym stanowisku miał co robić w całym tygodniu. W praktyczny sposób w swej posłudze realizował hasło
powstałe w naszym gronie duchowych przywódców: „ Jak trzeba, to trzeba”. Ten punkt to pochwała wierności w służbie od młodości aż po
dzień dzisiejszy.
Prezb. Stefan, wtedy student teologii,
został zaproszony na spotkanie z naszą młodzieżą przez ówczesnego lidera.
Przyjechał rano po nocnej podróży z Warszawy. Położony został na łóżku polowym,
gdy wszyscy domownicy wraz zapraszającym udali się do swych zajęć ( praca,
szkoła). By nie przerazić do końca, choć kursy młodzieżowe solidnie hartowały,
usłyszał obietnicę, że po południu znajdzie się w rodzinie o lepszych warunkach
mieszkaniowych, a w niej jest mniej więcej jego rówieśnik. O córce nie było ani
słowa.
I tak rozpoczęła się znajomość z Wandą, która zakończyła się
ślubem, a oświadczyny miały miejsce na Kujawach, kolebce Ściborów, a Katarzyna
nad Gopłem była też miejscem wakacyjnej służby Stefana, studenta teologii.
Ten fragment laudacji, to pochwała założonej rodziny, jej
duchowych efektów w kolejnej generacji. Jest to tym ważniejsze, że niektórzy
nie tylko z naszego pokolenia z tego powodu ograniczyli lub zniszczyli swe powołanie.
Seniorka rodu Ściborów nie tak dawno wspomniała, że nie spodziewała się, że
będzie miała w rodzinie pastorów.
Gdy następowała
zmiana generacyjna przywództwa duchowego naszego zboru w 1982 roku, dane nam było profetyczne
wejrzenie przy powoływaniu wtedy Stefana, niebawem prezbitera, na II pastora,
nazwanego później pastorem pomocniczym. To duchowe rozeznanie nikogo nie
zawiodło przez ten przeszło trzydziestoletni okres. Dotyczy to zarówno zboru, jak i powierzanych
mu posług ogólnokościelnych ( prezbiter okręgowy, członek różnych komisji z
synodalną na czele). Zawsze troszczył o dobro Kościoła, o dobro lokalnej
społeczności. Nie jest tajemnicą, że to dobro
trzeba było – i tak jest zawsze - chronić zarówno przed zakusami
wewnętrznymi, jak oddziaływaniem zewnętrznym, że tak enigmatycznie ujmę. W tych okolicznościach dawała znać o sobie
jego trzeźwość duchowa oparta na solidnej wiedzy biblijnej oraz lojalność wobec
bezpośredniego przełożonego i współbraci z przywództwa. Tajemnicą jego sukcesów
kaznodziejskich jest łagodne usposobienie, które zostało przed laty zawarte
jakby w aforyzmie: „ Nie musi nic mówić, wystarczy, że jest na kazalnicy”. A gdy
mówił, pojawiała się wiedza biblijna, pokora i piękna barwa głosu. Ten ostatni
punkt laudacji to pochwała osobowości.
We wszystkich punktach, co oczywiste, jest pochwała
Chrystusa Pana, bo On jest sprawcą wszystkiego, co dobre, ale i prezb. Stefana,
który chciał i umiał z tej łaski Bożej korzystać.
Rozwiązuję zagadkę ze wstępu. Miałem na myśli „ Żywot człowieka poczciwego”
Mikołaja Reja. Poczciwy – to
życzliwy w stosunku do innych, a wśród synonimów można przywołać: dobroduszny – mający łagodne usposobienie
i spolegliwy – to taki, który
wzbudza zaufanie i można na nim polegać.
Dziękujemy prezb.
Stefanie, że takim byłeś i jesteś!
*
Wybrana Pani! Niech kolejny raz wrócą przeżycia z tamtych
lat, które dzięki łasce Bożej uformowały całe nasze życie.
Pokój Tobie! Westchnij dziękczynnie za Stefana Jurka,
zachęcaj też innych, aby pamiętali o tych, którzy głosili i głoszą nam Słowo
Boże.( Hbr 13,7).
bp senior Mieczysław