30 czerwca 2025

Listy do Wybranej Pani - List Sto Dziewięćdziesiąty Pierwszy

Zbliża się lipcowy piątek, ale zgodnie z niedługim zwyczajem, by nie mówić o tradycji, nasza grupa pokoleniowa 70+ ma trzymiesięczną przerwę. Spotkamy się zatem, jeśli dane nam będzie pielgrzymować, na początku października. W tej sytuacji, nie tylko z konieczności, wracam do czerwcowych wydarzeń. Jak zwykle, przy imponującej proporcjonalnie frekwencji, wysłuchaliśmy inspirującego rozważania Stefana Archutowskiego, naszego lidera, dzięki zabiegom Pawła Jończyka przebywającego w USA, mogliśmy zobaczyć i krótko porozmawiać z naszymi dobrymi znajomymi z młodości. Nie ulega jednak wątpliwości, że kiedy zostałem poproszony o refleksję (zawsze trwa ona za długo), w centrum znalazły się pastorowe, tzn. żony pastorów (dziś trzeba uściślać), co wcale nie mówi o mym poglądzie, bo " jestem za, a nawet za". Dzień wcześniej miała urodziny Danusia, dzień później Wanda, ale Jubilatki zapewne potwierdzą, że w centrum szczególnej wdzięczności znalazł się Marek Henryk Nowosad, zwany na co dzień Henrykiem, który zbliżał się za dwanaście dni do swych 90 -tych urodzin. 

 

I niech On stanie się bohaterem tego listu. Muszę jednak cofnąć się o rok. Kiedy wówczas wspominaliśmy jego urodziny, zgłosiłem pomysł skierowany do jego rodziny, a dysponuje ona potencjałem intelektualnym, aby przygotowała i wydała książkę o swym ojcu i dziadku, bo szkoda by było nie utrwalić ciekawego pod każdym względem życia. Wewnętrznie deklarowałem pomoc, mimo mych ograniczeń. Parokrotnie, dyskretnie przypominałem tę potrzebę, a szczegóły zawarłem też w liście do Ciebie, by był ślad mego pomysłu. Chcę jednak dodać, że nie tracę nadziei!

Henryk był przynajmniej kilkakrotnie bohaterem moich listów. Nie wspominałem chyba, że miał piękny i mocny głos, co z wiekiem się zmienia, o czym się sam przekonuję, choć daleko mi do jego predyspozycji. Na co dzień nazywałem go moim asystentem w posłudze pogrzebowej. Mimo że pracował w nieistniejącej dziś Stoczni Jachtowej jako brygadzista żaglomistrzów, był zawsze do dyspozycji. A skoro wspomniałem o miejscu pracy i stanowisku, chcę podkreślić jego poczucie humoru. Kiedy nawrócił się w 1976 r. , niektórzy z jego kolegów żartowali, że stało się to dla pieniędzy. Gdy  tłumaczenia nie przynosiły efektów, Henryk w pewnym momencie odpowiedział, a była ona skuteczna: Tak, płacą, ale wpisowe wynosi 100 tysięcy dolarów. I od tej chwili miał spokój, a ówczesna wartość  sumy była nieporównywalna z dzisiejszą.

Gdy wprowadzono w naszym kraju stan wojenny, w naszym obiekcie  był lokalny magazyn pomocy charytatywnej skierowanej do wszystkich Kościołów z wyjątkiem rzymskokatolików (mieli własny system dystrybucji). Docierały ogromne TIR-y,  które trzeba było w miarę szybko i bezpiecznie rozładować, nie dysponując żadnym oprzyrządowaniem pomocniczym. Wszyscy  np. zapamiętaliśmy ogromne beczki z olejem maślanym. Tym zespołem kierował Henryk, nie tylko rozładunkiem, ale i dystrybucją, a olej maślany trzeba było rozgrzać, by lokalnie przelewać do naczyń, z którymi przychodzili obdarowywani. Nie wydarzyło żadne nieszczęście, nie było zastrzeżeń ze strony Polskiej Rady Ekumenicznej, a wiem, bo byłem prezesem Oddziału. Dzięki Bogu i zespołowi, którym kierował  Henryk.

I na koniec. Henryk jest jedynym spośród żyjących (było dwóch) wyróżniony okolicznościowym medalem z okazji  200 -lecia Towarzystwa Biblijnego w Polsce. Doceniono w ten sposób dystrybucję szczególnie Pisma Świętego zawsze, a szczególnie w okresie stanu wojennego. Punkt kolportażu, którym kierował Henryk był znany w naszym mieście i jego okolicach. I ostatnie zdanie. Niestety, nie mogłem skorzystać z zaproszenia Jubilata oraz Jego rodziny, gdy uroczyście świętowano w Kościele i w gronie Rodziny niecodzienną uroczystość.

Wybrana Pani!  Przypomnijmy sobie Słowo: Przeto, póki czas mamy, dobrze czyńmy wszystkim, a najwięcej domownikom wiary. ( Ga 6,10).

Pokój Tobie! Usługujcie drugim tym darem łaski, jaki każdy otrzymał, jako dobrzy szafarze rozlicznej łaski Bożej. ( 1P 4,10).

bp senior Mieczysław